sobota, 23 lutego 2019


GRA W KOLORY – Marzena Rogalska  wyd. ZNAK
 

Agatę , bohaterkę „Gry w kolory” znamy już z „Wyprzedaży snów” – powieści , która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem wszystkich czytelników – w tym i moim. W poprzednim tomie spotkaliśmy Agatę po przylocie z Nowego Yorku , gdzie wprawdzie świetnie rozwijała się jej zawodowa kariera ale małżeństwo z toksycznym narcyzem , bardzo wpływowym i zaborczym , skutecznie odebrało jej chęć do życia. Wróciła więc do Krakowa , gdzie grupa wypróbowanych w niejednym boju przyjaciół pomogła odzyskać jej wiarę w siebie, w innych ludzi i w swoje możliwości. I gdy wydawało się ,że już wszystko idzie we właściwym kierunku - wszak i perspektywy zawodowe zobaczyła w jasnych barwach oraz   dotarło do niej że jej największy przyjaciel jest  Miłością Jej Życia - los ponownie dokonał volty.

Z poobijanymi lecz nie złamanymi skrzydłami , Agata dochodzi do siebie pod czujnym okiem przyjaciół. Ze stratą tego jednego serca, jakby zamiera jej cały świat. I choć firma , którą tworzy z oddanymi ludźmi , ma świetlane perspektywy , życie przestaje ją cieszyć.

Żeby dojść do równowagi musi zmierzyć się z własną przeszłością i to nie tylko tym , co stało się w Stanach ale jeszcze z głębszym obszarem- wrócić do domu rodzinnego , do miejsc, w których jako dziecko była „przechowywana” bardziej niż wychowywana, stanąć oko w oko z prawdą o swojej rodzinie , sobie i zmierzyć się  z własnymi lękami. Zadanie  karkołomne , gdyż życie Agaty biegło dość niestandardowym szlakiem. Nigdy wcześniej nie zadawała sobie pytań dlaczego ojciec znikał , dlaczego matka miała do niej jakby wrogi stosunek, dlaczego była przerzucana od babci do babci, cioci i jeszcze innych osób. Skąd ten nacisk na jej dość nietypową edukację i z jakiego źródła pochodziły pieniądze na jej brytyjskie szkoły.

Agata krok po kroku mierzy się z prawdą o swojej przeszłości , przechodząc przez wszystkie fazy dojrzewania a raczej dojrzałości kobiety dokonującej już świadomych , precyzyjnych wyborów, rozumiejącej wypartą niegdyś przeszłość.

Może to ,co napisałam brzmi dość banalnie ,ale uwierz banalnym nie jest. Owszem grupa przyjaciół bohaterki to ludzie o nietuzinkowych zawodach i możliwościach , trochę za pozytywnie , wręcz niewiarygodnie układających się wydarzeniach z ich życia w świecie, w którym problemy same się rozwiązują . Ale to tylko jedna ze stron książki- może nie do końca jest to wada. Wszyscy pragniemy mieć takich zaufanych i wspierających przyjaciół i choć w książce możemy o nich poczytać.

Innym wątkiem  jest samo dojrzewanie Agaty do spojrzenia w swoją przeszłość .Wszak bez jej zrozumienia , nie miałaby szans na stanięcie na silnych nogach ponownie w życiu. Zmaganie się z tajemnicami rodzinnymi to jedno – stanięcie oko w oko z manipulującym i toksycznym mężem to drugie. Nie muszę Ci chyba mówić, że oba egzaminy Agata zdaje koncertowo... choć w tym kontekście to słowo nie jest najlepsze 😉

Kolejny raz zachwyciłam się Marzeną Rogalską zupełnie inną niż tą panią z okienka TVP. Tam – szczebiotliwa, uśmiechnięta , optymistyczna , bardzo otwarta na rozmówcę – tu pokazuje nam inną twarz . Kobieta o niezwykle szerokich i głębokich horyzontach, oczytana, z dużą wiedzą na temat muzyki i to tej z wyższej półki, mocna w socjologii, w historii , zna się na prawach biznesu i PR. Tak ciepłą , empatyczną i życzliwą przyjaciółkę każdy z nas chciałby mieć, spotkania na kawie byłyby jak terapia u psychologa czy psychoterapeuty. Mamy więc namiastkę – książki, które pisząc dają nam po kawałku jej zrozumienie i wrażenie zaprzyjaźnienia.
Nie mogę się doczekać , gdy koleżanka odda mi trzecią część przygód Agaty. Jeśli tym razem jej się powiedzie  - jest nadzieja i czytelniczek na zakręcie, nieprawdaż?  😉

Pozdrawiam Panią Marzenę. Fanem jestem 😉 I będę .

niedziela, 17 lutego 2019

 POWIEM CI COŚ – Piotr Adamczyk  wyd. Dobra Literatura


Dziennikarz telewizji funeralnej i równocześnie pisarz , samotny mężczyzna w średnim wieku wynajmuje pokój w swoim mieszkaniu młodej , ekscentrycznej studentce malarstwa. Dziewczyna o pięknym i działającym na wyobraźnię imieniu Tulinka (jest zza wschodniej granicy) , tworzy niezwykłe obrazy w których zachowane jest DNA osoby zamawiającej bądź ważnej dla osoby zamawiającej. Rynek zbytu na tego typu sztukę poza granicami kraju jest ogromny , więc dziewczyna całkiem nieźle sobie radzi finansowo.  Między dojrzałym pisarzem a młodziutką artystką rodzi się ognisty , silny romans. On zaczyna pisać kryminał ? thriller ? i opisywane wypadki dziwnie zbieżne są z dramatycznymi ,wręcz  szokującymi wydarzeniami rozgrywającymi się w tajemniczej willi na przeciwko....

Lecz to tylko jeden z trzech wątków , splecionych w powieści jak warkocz kobiety....gdyż nie jest to tylko powieść.

Autor , Piotr Adamczyk ( aż ciśnie się na usta dopowiedzenie NIE TEN ADAMCZYK , KTÓRY GRAŁ PAPIEŻA) jest nie tylko znanym dziennikarzem, ale i filozofem i poetą. I to zasadniczo jest główny powód dla którego tak jestem uzależniona od wszystkiego co Piotr Adamczyk napisze.
 W zasadzie nie powinnam pisać recenzji jego książek, bo nie o fabułę tu chodzi. Powinnam ten post nafaszerować poruszającymi duszę i wyobraźnię cytatami dotyczącymi relacji damsko – męskich , głębi uczuć ale i pięknego erotyzmu , bez wulgarności i dosadności, z dużym dystansem a jednak ogniem .

 Nikt tak jak Pan Piotr nie dotknął mojego serca i mojej estetyki w tej materii. 
I choć opisuje często związki ulotne bądź bardzo trudne, to sposób w jaki o nich pisze, porusza każdy atom mojego ciała i duszy. Wydarzenia  są tylko kanwą do rozważań na temat złożoności ludzkiej psyche , binarnej natury ,w której najwznioślejsze uczucia łączą się często z behawioralnymi i mrocznymi potrzebami , głęboko skrywanymi w odmętach ludzkiej osobowości.

Przyznam się do czegoś. Książki tego autora to jedyne, w których na marginesach robię notatki i podkreślam fragmenty. I to nie kilka na książkę ale prawie na każdej stronie  znajduję jakąś perełkę.
 Tyle poezji w prozie nie znajdziesz u innego autora. Budzi wyobraźnię, rozpala marzenia, niestety gra na uczuciach tęsknoty i pamięci. I to niekiedy boli. 

Każda osoba czytająca znajdzie w punkt opisane i swoje stany emocjonalne. Nie sądzę by można przejść obok tych słów bez poruszenia. 
Tę akurat książkę dostałam w najszczęśliwszym czasie mojego życia a przeczytałam pewnie w najgorszym. To nie pomaga ale nie żałuję. Wstrząsnęła mną dogłębnie , jeszcze w niej jestem rozedrgana i wzruszona. Tak proste i tak mocne osadzenie uczuć, absolutnie wzór niedościgniony.

Czy można piękniej napisać o miłości?

„...całą nadzieję pokładam w matematyce. Takiej najprostszej. Chciałbym po prostu wiedzieć, w jaki sposób mogę siebie dodać do Ciebie...”

Czy znacie bardziej erotyczną frazę od :

„...śniła mi się piękna poezja, a konkretnie kobieta, której lewe udo byłło jednym wieszem, prawe udo było drugim wierszem , a ja leżałem twarzą pośrodku i czytałem między wierszami...”
„...Pomyśl o mnie , moich dłoniach , które wędrują po Tobie. Poczułaś je? Tam właśnie jestem...”

Piotr Adamczyk ma jeszcze jedną , niedoścignioną umiejętność – potrafi w kilku słowach , w sposób absolutnie mistrzowski podsumować  nasze cechy i ułomności jednocześnie nikogo   nie urażając,  autoironicznie spuentować całą złożoność naszych zachowań.
Mała próbka:
„...mam wrażenie ,że jak Chrystus zamieniał wodę w wino , to w Polsce zapomniał potem ten wybryk odwrócić..”

Reasumując: książki Pana Piotra to moje ulubione pozycje, mają szczególne miejsce na półkach, nie pożyczam innym raczej, niestety po nich piszę  ołówkiem ale to takie , do  których  też i wracam najczęściej. I jeśli masz ochotę przeżyć coś niezwykłego , to przeczytaj.

Jeśli masz partnera/ partnerkę - gwarantuję ,że uśmiechniesz się czule i wtulisz w bezpieczne ramiona . Jeśli nie masz- książka uruchomi potrzebę ciepła i bliskości , gdyż życie ma sens jedynie , gdy wypełnia je Miłość, nieprawdaż ? 

środa, 13 lutego 2019

 ARYSTOKRATKA I FALA PRZESTĘPSTW NA ZAMKU KOSTKA – Evzen Bocek, wyd. Stara Szkoła

Ostatni weekend spędziłam w stolicy Moraw, Brnie – więc nie mogłam nie zabrać ze sobą czegoś, co związek z Morawami ma 😉 tym bardziej ,że weekend piękny, słoneczny i ciepły jak na luty.

Siedząc sobie i kiwając nóżkami na murach obronnych starego Brna , wzbudzałam ogólną sensację spacerujących ciągłymi prychaniami i chichotami . A to właśnie spowodowała kolejna część mojej ulubionej czeskiej serii o spadkobiercach morawskiego zamku Kostka , którzy za wszelką cenę próbują już nawet nie przywrócić blask swojej posiadłości ale najnormalniej przetrwać i przeżyć w jakiejkolwiek kondycji i zdrowiu psychicznym a uwierzcie mi – łatwe to nie jest.

Czwarta część tej historii dzieje się w momencie przełomowym – otóż właśnie w wypadku komunikacyjnym ginie słynna , piękna i wzbudzająca emocje księżna brytyjska , słynna Lady Di , i to wstrząsa opinią publiczną zwykłych ludzi ale i doprowadza do ciężkiej depresji wszystkich snobów, oglądaczy soap -oper typu Carringtonowie, sułtanki jakieś tam i mód na ekscesy , sukcesy itp.

 Jak się domyślacie ten wstrząs nie jest  bez wpływu na i tak już zszargane nerwy sukcesorów zamku Kostka . Kolejna dziedziczka  , niespełna dwudziestoletnia Maria ( wszak według legendy przed nią jeszcze niewiele więcej niż rok życia ) wprowadza nas swymi listami do narzeczonego w kolejne krew mrożące wydarzenia zwiastujące  chmury nadciągające nad niespokojny zamek.
Do znanych już nam postaci egzaltowanej mamy, neurastenicznego ojca, jedynej o w miarę zdrowych zmysłach Marii vel Mary , mojego ulubionego Józefa , Deniski z ADHD i nieokiełznanej wyobraźni , pani Cichej i oczywiście dwóch psów – dołączają postaci nowe acz równie barwne, tym samym wpuszczając nową , świeżą energię w coraz bardziej zagmatwaną rzeczywistość zamkową. 

 Zupełnie niezależnie od siebie dwie grupy „przestępcze” mają zlecenia w tym samym czasie na dokonanie kradzieży zupełnie innych „przedmiotów” . I jak to u Evzena bywa, przestępcy trochę jakby z grupy Gangu Olsena wzajemnie sobie wchodzą w drogę a jeśli dołożymy do tego PRZYPADEK no to intryga na miarę nagród Darwina gotowa.

Cóż dodać? Autoironia, sarkazm i specyficzny , najlepszy czeski humor dawno nie widziany w powieściach sprawi ,że nudzić się nie będziesz. Mnie zachwyca bardzo i cieszy też świadomość, że Czesi właśnie zdecydowali się na nakręcenie serialu na podstawie tych książek. 

niedziela, 10 lutego 2019


NASZE WŁASNE PIEKŁO- NATALIA NOWAK-LEWANDOWSKA, wyd. Pascal


    Samotna ,trzydziestoletnia Nina, uzależniona od relacji z toksyczną matką, prowadzi bardzo przewidywalne życie. Pobudka, telefon do mamy , próba w filharmonii, powrót , obiad u mamy, koncert , powrót i znów to samo.
 Nie chodzi z przyjaciółkami na przysłowiową „kawę”, życie towarzyskie zmarginalizowane do absolutnego minimum, w ciasnej kawalerce oddaje się swojej pasji – muzyce. Skrzypce wypełniają jej całe życie, i choć to jej autentyczna pasja , bardziej realizuje plany swojej matki niż własne.
 Pewnego dnia , w obawie przed spóźnieniem  na próbę generalną, zamawia taksówkę i to uruchamia cały cykl kolejnych wydarzeń. Za kierownicą wspomnianej taksówki siedzi przystojny „niegrzeczny chłopiec” o imieniu Artur , dla którego praca taksówkarza jest tylko przykrywką dla prawdziwego źródła dochodu

Przypadek sprawia ,że Artur i Nina spotkać się muszą kolejny raz a później już wszytko wymyka się im spod kontroli.

Oczywiście by całej historii nadać smaczku ,jest też trzeci mężczyzna – grzeczny , ułożony i poprawny do bólu Wojtek , dyrygent orkiestry w której gra Nina, skrycie podkochujący się w niej ( za zgodą i błogosławieństwem jej matki – o czym ona oczywiście nie wie) i ten dla odmiany „grzeczny chłopiec” węsząc zagrożenie dla obiektu swych uczuć, wtrąca się w całą historię. Czyli szara myszka , nie zdająca sobie sprawy ukrytych atrybutów ( oszałamiająca figura, ukryty seksapil i hipnotyzujące oczy + niewinność ) staje się obiektem rywalizacji dwóch ogierów – czarnego i białego , dobra i zła, ryzyka i bezpieczeństwa a wynik do końca nieznany.

I więcej ci nie powiem.

Obyczajówka i romans , z delikatnym wątkiem erotycznym , oparty o schemat szarej myszki którą nagle odkrywa dwóch atrakcyjnych  , choć zupełnie inaczej , mężczyzn, podejmujących walkę o nią i o wielkie uczucie.
Czyta się niezwykle szybko , w zasadzie lektura na jeden wieczór choć stron około 300. Jeśli potrzebujesz czegoś zupełnie lekkiego i nie absorbującego na wieczór – to może być lektura dla Ciebie.

środa, 6 lutego 2019


(NIE)MIŁOŚĆ- NATASZA SOCHA, wyd. Edipresse


Książkę zamknęłam równo o 3.00 nad ranem. I tak tkwię w ogłuszeniu oniemiała z podziwu, jak tak precyzyjnie i prosto można opisać całą paletę emocji pomiędzy motylami zakochania a atrofią związku tuż przed odejściem. I w lepszym momencie przeczytać tego nie mogłam, niż teraz, gdy łapiąc oddech jak ryba wyrzucona na brzeg, walcząc o siebie , segreguję wszystkie lśnienia i uderzenia , szczelnie plombując je w słoiczkach przeszłości, zasypując w ziemi niczyjej, by za moment odwrócić się i zapomnieć.

Gdy relacje między ludźmi stają się czarno-białe to znak ,że związek chyli się ku rozpadowi. Wszak do życia potrzeba nam wszystkich barw i tonów, nadmiar bieli oślepia a wraz z czernią wkrada się smutek i poczucie straty. Opuszczający się ludzie mimo woli podsłuchują się, szpiegują drobne gesty, pieczołowicie odnotowują zmiany w partnerze i odpalają własną wersję wydarzeń utkaną ze swoich lęków i przewinień, zatrutych myśli i chorych emocji, uruchamiają w wyobraźni coś, co choć nie istnieje , zaczyna żyć własnym życiem i nosić znamiona prawdy ubraną w fałszywą osobowość i fejkowe życie.

Cecylia i Wiktor, małżeństwo z czternastoletnim stażem ma wszytko to , co do dobrego i dostatniego życia jest potrzebne. Interesującą pracę : ona jest ornitologiem z pasją , on pracownikiem naukowym właśnie piszącym swoją habilitację,  piękne mieszkanie, zdolną i rezolutną trzynastoletnią córkę, dochód pasywny pozwalający na korzystanie z życia w takim zakresie , w jakim każdy by z nas chciał.  Małżeństwo ma swoje pasje , wiele zrozumienia dla partnera ale i wspólne rytuały , drobiazgi , które sprawiają ,że są sobie bliscy a ludzie z zewnątrz nie mają do nich dostępu. Jednak coś między nimi umarło, pomimo wzajemnego szacunku i wspierania się , powoli idą w czarno białą paletę barw a to zmierza wyłącznie w kierunku drzwi adwokata a za nimi już tylko brama z napisem „rozwód”. I choć żadne tego nie przewidywało , choć jeszcze się starają, to powolne wspólne małe magie poranków i dni – jak choćby picie razem porannej kawy – zamierają i żadne już tego nie wskrzesza...

Oboje bijąc się z myślami , które pierwsze powie drugiemu że dalej już osobno, przedłużają agonię wzajemnego bycia. Ona szukając na Tinderze  potwierdzenia swojej kobiecości , on przeglądając się w oczach młodziutkiej doktorantki odbudowuje obraz mężczyzny , którym znów chciałby być.  I już są o krok od tej komunikacji drugiemu o odejściu ,  gdy wypadek komunikacyjny sprawia ,że Cecylia na wiele miesięcy skazana zostaje na wózek inwalidzki więc lęk przed bezradnością z jej strony a poczucie odpowiedzialności za nią z jego , zatrzymuje ich w decyzjach ostatecznych .

Uff. I cała powieść to właśnie dogłębna analiza tego , co pomiędzy.

Natasza Socha precyzyjnie krok po kroku , z niezwykłą drobiazgowością opisuje ewolucję tych trudnych relacji pomiędzy Miłością a Niemiłością w drodze ku rozwiązaniu impasu. Cały wachlarz barw i dźwięków targających ich wspólnym ale i już osobnym też życiem niezwykle trafnie obrazują opisy zachowań z życia ptaków . Dla nas idylliczne ćwierkania i tańce godowe  wszach rozpoczynające się w okolicy nadchodzących niebawem walentynek , wicie gniazda i walki o partnerkę mają wydźwięk radosnego wybuchu wiosny a w świecie ornitologicznym niekiedy ma zupełnie przeciwny wydźwięk.  

Co ci mam powiedzieć jeszcze ? Do mojego życia delikatnych emocji też ktoś wpuścił małpę z brzytwą atakującą na oślep  każdą sferę , która przyciągnie ją barwą czy kształtem. Nie mogę więc bez emocji pisać o tej książce. Czytając czułam ,że Natasza dokonuje wiwisekcji na żywym i to MOIM organizmie , gmerając ostrym nożem po moich żebrach bez znieczulenia . Ale wdzięczna jestem . Mocna to rzecz , wstrząsająca .

I jak to  od jakiegoś czasu u tej autorki bywa – zakończenie jest zupełnie nieoczywiste. Nawet czekam już na te finały , bo każdorazowo bądź w niedopowiedzeniach bądź w nagłym zwrocie Natasza sprawia ,że poza wielkim WOW nie umiem wydusić głosu z gardła.

I jeszcze trochę potrwa , zanim te swoje emocje wobec tej książki uporządkuję.
Bo na razie cięzko. Nieobecność, niezrozumienie . NIEMIŁOŚĆ.

poniedziałek, 4 lutego 2019


ŻONA NA PEŁEN ETAT - Agata Przybyłek , wyd. CZWARTA STRONA



Przyznam się od razu : nie czytałam wcześniejszych trzech części a w powieści jest sporo odnośników do wydarzeń minionych. Domyślam się więc, że tytułowa żona na pełen etat czyli Zuzanna, połowica  Ludwika nie miała szczęścia małżeńskiego usłanego różami. Pewnie przez te poprzednie tomy razem się docierali i poszukiwali wspólnie zaginionego miodu z miodowego miesiąca . I  cała okoliczna rozplotkowana społeczność malowniczej miejscowości o nazwie Jaszczurki im tego zadania nie ułatwiała. I  to wszystko ze szczerego serca i dobrej woli.

Zuzanna i Ludwik to małżeństwo z czteroletnim stażem. Mają małego syna, mieszkają w otoczeniu bliskich i  rodziny- jak to w małych społecznościach bywa. Zuzanna, z zawodu  nauczycielka, z powodu wcześniejszych wydarzeń  jest troszkę „na świeczniku”, sąsiedzi ją obserwują, rodzice uczniów komentują . I choćby nie wiem jak się starała, jej każdy ruch zostanie zauważony, oceniony i niekiedy opacznie zrozumiany.  Takie jest życie celebrytki mimo woli.

Z czym w tej części sagi zmierzy się Zuzanna? Dlaczego podejrzewana jest o romanse ? i skąd podejrzenie o nie- prawe pochodzenie jej syna? Czy interwencja księdza proboszcza będzie pomocną ręką czy płytą nagrobną reputacji Zuzanny?

I czy małżeństwo po takich przejściach nadal  może zachłysnąć się sobą i żyć na przekór złym językom?

Zuzanna mimo wszystko jest bardzo optymistyczna. I wierzy ,że pokona wszelkie złośliwości losu. Choć przytrafiają jej się niewiarygodne wręcz przypadki, otrzepuje pyłki z sukni, poprawia koronę i rusza dalej.
Powiem tak – miłe czytadło po ciężkim tygodniu ale historia jakich wiele. Może gdybym czytała całość, porwałaby mnie bardziej.
A może nie trafiła w „mój czas”?