poniedziałek, 23 listopada 2015

ŚNIEŻYNKI – LILIANA FABISIŃSKA

Dwa kochające się małżeństwa. Różne życia, różne światopoglądy ,odmienne statusy ale wspólny mianownik – miłość. I jako dopełnienie tego uczucia pragnienie posiadania dziecka. Przypadkowe spotkanie  , przypadkowe rozmowy . Wzajemne zrozumienie , wsparcie, nadzieja i oczekiwania. Obiecują sobie , że będą się wspierać i wspomagać w tej drodze, bo przecież to nie będzie wielki problem… I jeszcze nie wiedzą ,że za chwilę w morderczej walce zniszczą swoje życie i wszystko , co stanowi wartość…  

Gdy byłam mała wszyscy znajomi moich rodziców mieli dziecko. Najczęściej jedynaka. Moją ciążę prowadził lekarz z poradni leczenia niepłodności – nie z powodu własnych problemów  ale tylko dlatego ,że po prostu był moim dobrym znajomym.  W  poczekalni widziałam  zazdrosne spojrzenia kobiet czekających na swoją szanse na macierzyństwo ale nie postrzegałam tematu jako problem. Wśród moich koleżanek jednak , szczególnie tych młodszych , zaczął przewijać się temat „starania o dziecko”, badań, oczekiwania… Wśród młodszego pokolenia moich koleżanek ciąża i dziecko  pojawiło się  już się w kategorii sporego problemu.. W czasie , gdy powstawały Śnieżynki – temat dokładnie przerobiłam już na przykładzie mojej przyjaciółki…

Ta historia mogłaby być historią Jej. Przepracowałam jej stany nadziei , euforii, oczekiwania i załamania, wstydu, moralnych dylematów, trudnych rozmów z mężem - kilka razy. Wiem o czym piszesz… Nawet wuj –dostojnik kościelny- się zgadza.  Moja przyjaciółka osaczona jest jeszcze wnikliwymi spojrzeniami wścibskich wiejskich sąsiadek postrzegających ją jak „ukaraną przez Boga” , „Bóg już tam wie co robi” , „a Bóg Ci dzieckiem nie pobłogosławił?”… I jeszcze trudniejsze chwile ma za sobą ale nawet mi ciężko jest uwierzyć, że w XXI wieku ktoś może tak postrzegać drugą osobę…

W chwili gdy oddawałaś książkę czytelnikom –poprzedni prezydent podpisał ustawę o in vitro i jej finansowaniu z budżetu- dając nadzieję tysiącom pustych ramion na łzy radości ciepłego ich wypełnienia … W chwili gdy ja skończyłam czytać – nowy prezydent robi wszystko by tą nadzieję ponownie ludziom odebrać.

Poza tym ,że książka jest świetnie napisana, postaci z pietyzmem stworzone, bardzo złożone ale nie przerysowane, fabuła wciąga od pierwszej linijki – to po prostu książka ważna. Szczególnie w tej chwili. Każdego z nas ten problem bardziej lub mniej dotyka. Może nie znasz osób starających się o dziecko ale może nie wiesz, że Jurek od sąsiadów jest z in vitro. I nigdy się nie dowiesz , bo rodzice nie chcą go ani siebie  narażać na ostracyzm w szkole czy miejscu pracy. Bo dla wielu to temat tabu. I nie pomaga tu Kościół Katolicki który ma w naszym kraju „rząd dusz” i głos decydujący.
I ty i ja będziemy musiały przemyśleć swój stosunek do poczęcia wspomaganego. Prędzej czy później nas dotknie.

Koniecznie przeczytaj. Oprócz ważnego społecznego problemu niech przyciągnie Cię niezwykła wrażliwość autorki, empatia i doskonałe pióro potrafiące to wszystko zamknąć w słowach.

Osobiście biegnę dziś po „CÓRECZKĘ”. Autorkę wpisuję do ulubionych J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz