niedziela, 25 marca 2018


W SZOKU – DR RANA AWDISH, WYD ZNAK. LITERA NOVA


Wszyscy mamy tendencję to utożsamiania zakończenia studiów i uzyskania dyplomu z kresem oficjalnej edukacji. Studia medyczne są dłuższe i bardziej wymagające od innych. Zdobycie dyplomu to nie zdobycie wykształcenia, droga do wiedzy tu często się zaczyna.
Niekiedy kończysz studia i masz aroganckie uczucie iż jesteś zbawcą, wybawcą i panem życia i śmierci. Życie szybko cię weryfikuje. W czasie studiów uczony jesteś patrzenia na pacjenta jak na „nośnika choroby”, uczysz się zadawania precyzyjnych , lakonicznych pytań, ograniczenia empatii, wyszukiwania przesłanek by jak najprecyzyjniej zdefiniować przypadek. Nie wolno przywiązywać się do pacjenta gdyż ból po jego stracie uniemożliwi ci obiektywne zajęcie się kolejnym przypadkiem, dyżury po 48 godzin sprawiają ,że przez swoje przemęczenie nie zauważysz ,przeoczysz przesłanki nieoczekiwane. Standaryzacja, schematyzacja , rutyna prowadzi do wypalenia zawodowego, powoduje lęki, alkoholizm, samobójstwa.

Dr Rana Awdish po zakończeniu studiów odbywała staż i rezydenturę w dużym nowojorskim  szpitalu na oddziale OIOM. W 27 tygodniu ciąży nagły i niewyobrażalny ból sprawił ,że wylądowała w swoim szpitalu ale w zupełnie innej roli, tym razem pacjenta. Fakt ,że była w ciąży od samego początku zasugerował wszystkim osobom, z którym się zetknęła ,że to przedwczesny poród i powikłania z tym związane. Nikt nie słuchał , gdy próbowała powiedzieć, że podejrzewa zupełnie cos innego.

Dr Awdish trafiła do szpitala z poważnym wstrząsem krwotocznym wywołanym pęknięciem gruczolaka w wątrobie, brak krzepliwości krwi z powodu hipotermii, zmasowane transfuzje , gdzie krew ( nie znam się na medycynie) poszła nie w to miejsce, gdzie powinna , ogromny krwiak uciskający wątrobę wywołał  niewydolność nerek i wątroby, podłączono ją do respiratora, później czekały ją jeszcze embolizacja, resekcje i finalnie sepsa…. O śmierci dziecka nawet nie wspomnę.

Realia pobytu w szpitalu w innej roli – przerażają. Mając wiedzę medyczną  lekarka była w stanie wychwycić zaniedbania i błędy swoich kolegów po fachu . Lekarzy nie obchodził jej stan, nie byli empatyczni, przemęczeni i sfrustrowani określali ją jako przypadek. Stale słyszała przy sobie zdania, których żaden pacjent nie powinien słyszeć „ tracimy ją” , „próbuje umrzeć”, „nerki nie pracują” „ może po prostu to tylko pani niepokój ?” itp.

Dwuletnia walka o powrót do życia , zdrowia i pracy całkowicie ją odmieniła. Po tym czasie stała się już zupełnie innym lekarzem. Zaczęła walczyć o zmianę nastawienia wśród lekarzy i pacjentów – o połączenie wiedzy medycznej z głosem pacjenta, który wie , jak funkcjonuje jego organizm i nie zawsze odpowie na pytanie precyzyjnie zero-jedynkowo. Do oceny stanu chorego trzeba nie tylko znajomości funkcjonowania organizmu ale i wiedzy społecznej, psychologicznej. Lekarzy nikt nie uczy radzenia sobie z porażką, stratą, lękiem i brakiem pewności. Leczenie to nie akademicki , czysty i prosty proces. Do tego trzeba umieć wczuć się w cierpienie człowieka stojącego przed nami, podjąć niestandardowe decyzje, uczyć się całe życie na błędach.

Książka kończy się pewnym zbiorem wskazówek , które mają ułatwić komunikację między chorym a lekarzem. Rozmowy przy łóżku pacjenta czy w gabinecie lekarskim są najważniejsze w całym procesie stawiania diagnozy. Informacje jakie są wtedy wymieniane często decydują o wszystkim. Dr Rana Awdish próbuje i nam i lekarzom pomóc w przygotowaniu się do tych spotkań. Również do tych najtrudniejszych , gdy lekarz musi powiedzieć, że wszystko co mógł, zostało już uczynione…

Książkę przeczytałam bardzo osobiście i emocjonalnie , gdyż wypadki w mojej rodzinie w ostatnim czasie również sprawiły ,że otarłam się o różne szpitale i różnych lekarzy. W wypadku mojego taty nie mogę pozbyć się wrażenia ,że właśnie przez swój wiek, choroby współistniejące – nie został potraktowany jak człowiek, który „rokuje” szansę na poprawę zdrowia. Moja bezsilność wobec mechanizmu szpitalnego , gdzie właściwie zostawiono go samego sobie sprawia, że wyrzuty sumienia, że nie  umiałam go stamtąd wydostać i zrobić czegoś więcej , znaleźć innego szpitala, innych lekarzy – nie daje mi spać.

Ale spotkałam też  oddział bardzo biedny , skromny a jednak z lekarzami o wielkich sercach i empatii , gdzie od salowej , przez pielęgniarki po ordynatora – mogłam zawsze liczyć na wsparcie aż do ostatniej sekundy życia mojego męża.

Myślę ,że książka „W szoku” to dobra lektura i dla pacjenta i dla lekarza. Uwrażliwia obie strony. Otwiera oczy i staje się płaszczyzną do budowania wspólnych relacji bo w końcu wszyscy chcemy być zdrowi, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz