środa, 3 października 2018


PLAŻA W SŁOIKU PO KISZONYCH OGÓRKACH- Joanna Fabicka.Świat Książki

Odszczekuję.
 Bo dawno czytałam „Rudolfa” i mi się nie podobał... ale
Primo- nie jestem i nie byłam nigdy nastolatkiem czyli testosteron nie męczył mnie duszą i ciałem, dniem i nocą , pamiętniki Adriana Molle w wersji polskiej więc mnie nie zachwyciły
Secundo- nie byłam nawet matką młodego osobnika płci męskiej więc nie rozumiałam tych egzystencjalnych podszytych biologicznymi zainteresowaniami dywagacji.
I tertio w końcu – powiedziałam – ta autorka nie dla mnie.

TOŻ TERAZ ODSZCZEKUJĘ.

Jesień się zaczyna. Skupiłam się na przepięknej okładce i zabawnym tytule- czyli obietnicy fajnego weekendu , nie dostrzegając nazwiska autora. PRZEPRASZAM.

Cóż, typowa polska Grażyna, choć dobrze wykształcona ale marnująca swój intelekt i możliwości na rzecz podnoszenia ego kolejnych kierowników Domu Kultury , wymyślająca projekty mające być trampoliną do kariery zawodowej swoich kolejnych szefów , dostaje zadanie stworzenia zespołu muzycznego ,który wygra przegląd piosenki w nomen omen Toruniu. Stawką ma być jej bezpłatny roczny urlop , który umożliwi wyjazd z rodziną do Australii- gdzież to mąż dostał ofertę zawodową nie do odrzucenia . 
Tylko Grażyna prócz etatu w  domu kultury ma jeszcze do ogarnięcia wiele innych rzeczy.

2+2+ kredyt hipoteczny – namiętność =czyli dom z ogródkiem i psem, dwójka nastolatków z problemami egzystencjalno- moralnymi , mąż robiący uniwersytecką karierę i współpracujący ze znanym tabloidem no i nieoceniona, wiecznie obecna, ciągle żywa wredna , nadopiekuńcza teściowa.

I to wszystko na lekko już sfatygowanym kręgosłupie Grażyny, Matki-Polki, co to każdemu musi dogodzić, ugotować, uprasować, pod nos podetknąć i .... ZNIKNĄĆ.

Bo potrzeby Grażyny są niewidzialne jak i ona. I chowa się za kolejnym kawałkiem sernika, który rujnuje jej i tak nadmiernie latami i ciążami sfatygowaną figurę. I popłakuje w ciszy zimnego małżeńskiego łoża nad swoim losem i beznadziejnością , niezauważana przez nikogo i nie buntująca się przeciwko niczemu. Mąż ironizuje i  - no powiedzmy to głośno- upokarza na każdym kroku, dzieci nie liczą się z jej zdaniem , teściowa knuje jak tu znowu mieć synalka tylko dla siebie. Wszak żon możesz mieć i piętnaście a MATKA JEST TYLKO JEDNA....

I cóż , trochę to co napisałam brzmi poważnie i smutnawo, nie?

Nic bardziej mylnego! JAK TO JEST NAPISANE!! 

Sarkastyczno-humorystyczna , ironizująca forma przemyśleń Grażyny to majstersztyk. Każde zdanie perełka.  Chce się czytać i czytać jak ten serniczek łyżką pochłaniać tyle ,że w boki nie idzie.

Każda kobieta około 40 ma takie dylematy. Mąż właśnie łapie drugi oddech, sprawdza , czy przyciąga jeszcze zainteresowanie studentek , dzieci zaczynają żyć własnym życiem. A my? Te zbędne kilogramy, zmęczenie , zniechęcenie i hormony jak wisienka na torcie. I podporządkowanie się potrzebom wszystkich dookoła , jak pies na wielu smyczach , chcemy zadowolić każdego. I nagle łapiemy się na tym, że wszyscy mają prawo do decydowania o naszym czasie.

Grażyna ma swoje pięć minut i chwilę sukcesu. Jak to tego doszło? Koniecznie przeczytaj. Ubawiłam się setnie i na bank wrócę i do tej książki i do autorki ponownie. Zachwycona jestem językiem jakim posługuje się autorka. Ten niekiedy czarny humor, sarkazm, ironia , spojrzenie na własnych bohaterów  z miłością i przymrużeniem oka.
Obiecuję Ci ,że weekend z „Plażą w słoikach” nie będzie stracony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz