W SZOKU – DR RANA AWDISH, WYD ZNAK. LITERA NOVA
Wszyscy mamy tendencję to utożsamiania zakończenia studiów i
uzyskania dyplomu z kresem oficjalnej edukacji. Studia medyczne są dłuższe i
bardziej wymagające od innych. Zdobycie dyplomu to nie zdobycie wykształcenia,
droga do wiedzy tu często się zaczyna.
Niekiedy kończysz studia i masz aroganckie uczucie iż jesteś
zbawcą, wybawcą i panem życia i śmierci. Życie szybko cię weryfikuje. W czasie
studiów uczony jesteś patrzenia na pacjenta jak na „nośnika choroby”, uczysz
się zadawania precyzyjnych , lakonicznych pytań, ograniczenia empatii,
wyszukiwania przesłanek by jak najprecyzyjniej zdefiniować przypadek. Nie wolno
przywiązywać się do pacjenta gdyż ból po jego stracie uniemożliwi ci obiektywne
zajęcie się kolejnym przypadkiem, dyżury po 48 godzin sprawiają ,że przez swoje
przemęczenie nie zauważysz ,przeoczysz przesłanki nieoczekiwane.
Standaryzacja, schematyzacja , rutyna prowadzi do wypalenia zawodowego,
powoduje lęki, alkoholizm, samobójstwa.
Dr Rana Awdish po zakończeniu studiów odbywała staż i
rezydenturę w dużym nowojorskim szpitalu
na oddziale OIOM. W 27 tygodniu ciąży nagły i niewyobrażalny ból sprawił ,że
wylądowała w swoim szpitalu ale w zupełnie innej roli, tym razem pacjenta. Fakt
,że była w ciąży od samego początku zasugerował wszystkim osobom, z którym się
zetknęła ,że to przedwczesny poród i powikłania z tym związane. Nikt nie
słuchał , gdy próbowała powiedzieć, że podejrzewa zupełnie cos innego.
Dr Awdish trafiła do szpitala z poważnym wstrząsem
krwotocznym wywołanym pęknięciem gruczolaka w wątrobie, brak krzepliwości krwi
z powodu hipotermii, zmasowane transfuzje , gdzie krew ( nie znam się na
medycynie) poszła nie w to miejsce, gdzie powinna , ogromny krwiak uciskający
wątrobę wywołał niewydolność nerek i wątroby, podłączono ją do respiratora,
później czekały ją jeszcze embolizacja, resekcje i finalnie sepsa…. O śmierci
dziecka nawet nie wspomnę.
Realia pobytu w szpitalu w innej roli – przerażają. Mając wiedzę
medyczną lekarka była w stanie wychwycić zaniedbania i błędy swoich kolegów po fachu .
Lekarzy nie obchodził jej stan, nie byli empatyczni, przemęczeni i sfrustrowani
określali ją jako przypadek. Stale słyszała przy sobie zdania, których żaden
pacjent nie powinien słyszeć „ tracimy ją” , „próbuje umrzeć”, „nerki nie
pracują” „ może po prostu to tylko pani niepokój ?” itp.
Dwuletnia walka o powrót do życia , zdrowia i pracy
całkowicie ją odmieniła. Po tym czasie stała się już zupełnie innym lekarzem.
Zaczęła walczyć o zmianę nastawienia wśród lekarzy i pacjentów – o połączenie
wiedzy medycznej z głosem pacjenta, który wie , jak funkcjonuje jego organizm i
nie zawsze odpowie na pytanie precyzyjnie zero-jedynkowo. Do oceny stanu
chorego trzeba nie tylko znajomości funkcjonowania organizmu ale i wiedzy
społecznej, psychologicznej. Lekarzy nikt nie uczy radzenia sobie z porażką,
stratą, lękiem i brakiem pewności. Leczenie to nie akademicki , czysty i prosty
proces. Do tego trzeba umieć wczuć się w cierpienie człowieka stojącego przed
nami, podjąć niestandardowe decyzje, uczyć się całe życie na błędach.
Książka kończy się pewnym zbiorem wskazówek , które mają
ułatwić komunikację między chorym a lekarzem. Rozmowy przy łóżku pacjenta czy w
gabinecie lekarskim są najważniejsze w całym procesie stawiania diagnozy. Informacje
jakie są wtedy wymieniane często decydują o wszystkim. Dr Rana Awdish próbuje i
nam i lekarzom pomóc w przygotowaniu się do tych spotkań. Również do tych
najtrudniejszych , gdy lekarz musi powiedzieć, że wszystko co mógł, zostało już
uczynione…
Książkę przeczytałam bardzo osobiście i emocjonalnie , gdyż
wypadki w mojej rodzinie w ostatnim czasie również sprawiły ,że otarłam się o
różne szpitale i różnych lekarzy. W wypadku mojego taty nie mogę pozbyć się
wrażenia ,że właśnie przez swój wiek, choroby współistniejące – nie został potraktowany
jak człowiek, który „rokuje” szansę na poprawę zdrowia. Moja bezsilność wobec
mechanizmu szpitalnego , gdzie właściwie zostawiono go samego sobie sprawia, że
wyrzuty sumienia, że nie umiałam go
stamtąd wydostać i zrobić czegoś więcej , znaleźć innego szpitala, innych
lekarzy – nie daje mi spać.
Ale spotkałam też oddział bardzo biedny , skromny a jednak z
lekarzami o wielkich sercach i empatii , gdzie od salowej , przez pielęgniarki
po ordynatora – mogłam zawsze liczyć na wsparcie aż do ostatniej sekundy życia
mojego męża.
Myślę ,że książka „W szoku” to dobra lektura i dla pacjenta
i dla lekarza. Uwrażliwia obie strony. Otwiera oczy i staje się płaszczyzną do budowania
wspólnych relacji bo w końcu wszyscy chcemy być zdrowi, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz