czwartek, 10 grudnia 2015


KOBIETA DOŚĆ DOSKONAŁA
  - Sylwia Kubryńska

Tylko 4+?  Baśka dostała 5. Jesssu , musisz się tak garbić? Gdybyś zrzuciła te 5 kg to byłabyś całkiem ładna… no może. A córka Kowalskiej to awansowała. A dzieci Wiolki to grają na skrzypcach! , boszzz jakie zdolne!

No i rośniemy tak od najmłodszych lat przytłoczone życiem , bojące się podnieść głos, upomnieć o swoje , pod presją wiecznej oceny przez mamy , babcie i sąsiadki… Bo im też ktoś kiedyś wdrukował w łeb, że nie są dość dobre, że nie powinny ,że nie wypada . Dążymy do perfekcji zaciskając sobie własnoręcznie pętlę spełniania czyichś niemożliwych do spełnienia życzeń i oczekiwań.
A gdy budzimy się z tego samounicestwienia to świadomość niemożności doskoczenia do wysoko ustawionych nam poprzeczek wpędza nas w poczucie winy. I w to poczucie winy wpędzamy kogoś kolejnego … najczęściej naszą córkę… Same hodowane wyłącznie w celu spełnienia cudzych oczekiwań, hodujemy tak kolejne pokolenia . Skażamy je stereotypami i absurdami , w których same wyrosłyśmy

Rzeczywistość ma nas w dupie kochana, większość oczekiwań to przecież wytwór twojej i mojej  wyobraźni. Jesteśmy produktem obudowanym stereotypami społeczeństwa, państwa, kościoła a tak naprawdę wszystkie te składowe mają nas głęboko w "poważaniu" choć oceniać nas będą do krwi.
Ocenianie, moralizowanie, porównania – to przekleństwo towarzyszy nam od zawsze. Świeżo jesteśmy przecież po wyborach prezydenckich i parlamentarnych – gdzie w całe rzesze dążących do władzy wycierało sobie usta i … inne części ciała dobrem kobiet , „walką” o ich prawa do? Każdy wiedział lepiej , co każdej z nas hurtowo i detalicznie  potrzeba. Wystarczy nam nie moralizować a pomóc.

I piękna konkluzja na koniec – kobieta potrzebuje po prostu innych kobiet. Przyjaciółek. Nawet jeśli ich nie lubi to są niezbędne dla jej egzystencji. I kobiety mają się urywać się we własnym gronie, bez dzieci, bez przystawek, mają się raz na jakiś czas sponiewierać czerwonym winem , wypłakać , nakrzyczeć , wyżalić… i wyrzucić z siebie te wszystkie dławiące nas emocje. Nikt nigdy nie zrozumie drugiej kobiety tak jak jej przyjaciółka.
Przytul siebie , zrób sobie dzień dziecka, nie polegaj tylko na sobie, nie musisz wszystkiego robić sama.

Ta książka to nie poradnik. Nie powieść. Może rodzaj pamiętnika? To historia typowej Kasi , może jesteś nią ty? I jej analiza siebie w poszczególnych fazach życia  ,poszukiwanie  wyjścia z takiego zaklętego kręgu a w efekcie o odnalezienie w sobie tej zabitej  i przytłoczonej osobowości . Przecież jesteśmy dość doskonałe , by być kochanymi, by mieć fajne życie, by ktoś o nas zadbał.

Jestem dość doskonała , by ktoś mnie docenił. Ty też  ;-) 

poniedziałek, 30 listopada 2015

ZANIM SIĘ POJAWIŁES – Jojo Moyes

Taka sytuacja. Jesteś cenionym i bardzo dobrze opłacanym prawnikiem. Spełniasz marzenia, masz kasy jak lodu, pociąg do ekstremalnych sportów, podróżujesz, kobiety lgną jak do miodu- świat leży u twych stóp. I nagle , w środku miasta rozpędzony motocyklista dosłownie rozwala Cię na pasach… I wszystko co miałeś, co robiłeś i kim byłeś staje się przeszłością.
I od tej pory nic już nie jest twoją decyzją. Ktoś cię przewraca na drugi bok, ktoś przesuwa twój wózek tam, gdzie uważa, że tobie będzie lepiej, ktoś cię karmi, ktoś zmienia cewnik… Stajesz się przedmiotem a nie podmiotem. Z troski o Ciebie każdy mówi w twojej obecności w trzeciej osobie .

Litość w oczach obcych, umęczone spojrzenia najbliższych, ból , bariery psychiczne i fizyczne, industrialne ,  bezsilność medycyny , wieczne zagrożenia życia – to jest teraz twój świat , twoja codzienność.. Znajomi się wykruszają, przyjaciele odchodzą, obcy traktują jak niepełnosprawnego umysłowo , niektórzy boją się ,że się zarażą…
I pytanie – mając świadomość , kim byłeś a kim będziesz do końca swych dni – jak możesz zawalczyć o siebie?

Will Traynor – ale równie dobrze możesz kiedyś to być ty czy ja – podejmuje trudną dla siebie i bliskich decyzję. Rodzina wymusza na nim pół roku „odroczenia” i ze wszystkich sił próbuje wpłynąć na jego zmianę.
Po dwóch latach otaczania Willa terapeutami , pielęgniarzami i osobami doświadczonymi w opiece nad niepełnosprawnymi – zatrudniają blisko trzydziestoletnią Lou, bezrobotną kelnerkę bez większych ambicji osobistych i zawodowych , prostą dziewczynę z pobliskiego miasteczka.
Czy Will zmieni swoje nastawienie do życia , jakie relacje nawiążą się między Lou i Willem , czy zauważysz, jakie bariery w głowie i rzeczywistości musi pokonać osoba na wózku – tego dowiesz się jak przeczytasz.

W tym roku Jojo Moyes jest jednym z moich cennych odkryć. Wcześniej przeczytałam „Razem będzie nam lepiej” i obie te historie zrobiły na mnie spore wrażenie.  Gdybym nie przeczytała – czułabym się o wiele uboższa . Niby problem eutanazji już w sobie przerobiłam a jednak musiałam to jeszcze raz ze sobą skonfrontować.

Oprócz ważnego tematu , naprawdę dobrze opisanej wcale nie banalnej relacji między unieruchomionym twórczym człowiekiem a dość bierną życiowo ale z potencjałem opiekunką , Jojo daje Ci po prostu kawał świetnej literatury obyczajowej napisanej doskonałym językiem, bez zbędnych infantylizmów , czułostkowości której tak nie lubię, nie spłyca tej historii do romansu z łzawym zakończeniem.

Książka dla mnie ważna. Piękna. Świetnie napisana. No i znaleziona w „Biedronce” w ramach książki za 1groszJ  

Jeszcze jedno - właśnie odkryłam ,że ksiązka będzie w następnym roku ekranizowana. Świetna obsada - aktorów znacie z Harrego Pottera i Gry o tron ;-)) Na pewno pójdę. Ostatnia chwila byś mógł przeczytać książkę bez filtra filmowego :) 

poniedziałek, 23 listopada 2015

ŚNIEŻYNKI – LILIANA FABISIŃSKA

Dwa kochające się małżeństwa. Różne życia, różne światopoglądy ,odmienne statusy ale wspólny mianownik – miłość. I jako dopełnienie tego uczucia pragnienie posiadania dziecka. Przypadkowe spotkanie  , przypadkowe rozmowy . Wzajemne zrozumienie , wsparcie, nadzieja i oczekiwania. Obiecują sobie , że będą się wspierać i wspomagać w tej drodze, bo przecież to nie będzie wielki problem… I jeszcze nie wiedzą ,że za chwilę w morderczej walce zniszczą swoje życie i wszystko , co stanowi wartość…  

Gdy byłam mała wszyscy znajomi moich rodziców mieli dziecko. Najczęściej jedynaka. Moją ciążę prowadził lekarz z poradni leczenia niepłodności – nie z powodu własnych problemów  ale tylko dlatego ,że po prostu był moim dobrym znajomym.  W  poczekalni widziałam  zazdrosne spojrzenia kobiet czekających na swoją szanse na macierzyństwo ale nie postrzegałam tematu jako problem. Wśród moich koleżanek jednak , szczególnie tych młodszych , zaczął przewijać się temat „starania o dziecko”, badań, oczekiwania… Wśród młodszego pokolenia moich koleżanek ciąża i dziecko  pojawiło się  już się w kategorii sporego problemu.. W czasie , gdy powstawały Śnieżynki – temat dokładnie przerobiłam już na przykładzie mojej przyjaciółki…

Ta historia mogłaby być historią Jej. Przepracowałam jej stany nadziei , euforii, oczekiwania i załamania, wstydu, moralnych dylematów, trudnych rozmów z mężem - kilka razy. Wiem o czym piszesz… Nawet wuj –dostojnik kościelny- się zgadza.  Moja przyjaciółka osaczona jest jeszcze wnikliwymi spojrzeniami wścibskich wiejskich sąsiadek postrzegających ją jak „ukaraną przez Boga” , „Bóg już tam wie co robi” , „a Bóg Ci dzieckiem nie pobłogosławił?”… I jeszcze trudniejsze chwile ma za sobą ale nawet mi ciężko jest uwierzyć, że w XXI wieku ktoś może tak postrzegać drugą osobę…

W chwili gdy oddawałaś książkę czytelnikom –poprzedni prezydent podpisał ustawę o in vitro i jej finansowaniu z budżetu- dając nadzieję tysiącom pustych ramion na łzy radości ciepłego ich wypełnienia … W chwili gdy ja skończyłam czytać – nowy prezydent robi wszystko by tą nadzieję ponownie ludziom odebrać.

Poza tym ,że książka jest świetnie napisana, postaci z pietyzmem stworzone, bardzo złożone ale nie przerysowane, fabuła wciąga od pierwszej linijki – to po prostu książka ważna. Szczególnie w tej chwili. Każdego z nas ten problem bardziej lub mniej dotyka. Może nie znasz osób starających się o dziecko ale może nie wiesz, że Jurek od sąsiadów jest z in vitro. I nigdy się nie dowiesz , bo rodzice nie chcą go ani siebie  narażać na ostracyzm w szkole czy miejscu pracy. Bo dla wielu to temat tabu. I nie pomaga tu Kościół Katolicki który ma w naszym kraju „rząd dusz” i głos decydujący.
I ty i ja będziemy musiały przemyśleć swój stosunek do poczęcia wspomaganego. Prędzej czy później nas dotknie.

Koniecznie przeczytaj. Oprócz ważnego społecznego problemu niech przyciągnie Cię niezwykła wrażliwość autorki, empatia i doskonałe pióro potrafiące to wszystko zamknąć w słowach.

Osobiście biegnę dziś po „CÓRECZKĘ”. Autorkę wpisuję do ulubionych J

sobota, 21 listopada 2015

KLĄTWA UTOPCÓW – Iwona Banach.

Dagmara, panna lat 27 , prawie narzeczona niejakiego Filipa , któryż to być może w konopiach był poczęty,  przez kilka dni musi zając się swoim dziadkiem, ksywa Generał. Dziadek w tajemniczych okolicznościach przyrody też,  znika na jakieś zadzidzie na Roztoczu, matka Dagi nagle tchnięta przez  potrzebę wyjazdu relaksacyjno- pielęgnującego do Egiptu znika również informując o tym jedynaczkę by phone, koleżanka Kinia przyjeżdża w odwiedziny i chcąc nie chcąc w intrygę zostaje wmieszana, wszyscy krewni i znajomi królika jak magnes ciągną do Dagi jak mucha ( by nie urazić nikogo ) do odchodów a ona sama zamiast rozkoszować się czasem wolnym z przyjaciółką, rusza w drogę skutkującą obrażeniami duszy , ciała a nawet życia.  No i to skończyć się dobrze nie może tym  bardziej ,że wszyscy w ramach tych nieplanowanych wakacji spotykają się w starym , zrujnowanym zakładzie psychiatrycznym a w okolicy aż huczy o po latach obudzonych  utopcach ,którzy mszcząc się za mniej lub bardziej wydumane winy mieszkańców -znowu krążą po okolicy objadając ich członki żywe i martwe..

Cóż to za malownicza wieś! Toż każdy sąsiad o drugim wie wszystko do dziesięciu pokoleń wstecz! I jeśli jeden dziad drugiemu dziadowi był coś winien – to uwierz, przewinienie obrosło w zdrowe odsetki i nigdy przenigdy zapomniane nie zostanie! Wieś ma swoje prawa i swoją hierarchię wartości. A to wszystko okraszone lokalnym kolorytem przesądów , niesamowicie namieszanych wątków ( nad którymi mistrzowsko jednak autorka panuje!) a w tworzeniu postaci chyba pani Banach nie ma sobie równych .

Nie ukrywam , nie była to miłość od pierwszego zdania. Początkowe zawiązanie intrygi wydawało mi się przesadzone , bohaterki Daga i Kinga – już ograne , typowe a i nikczemna mimoza –narzeczony też znany z innych książek. Nie spodziewałam się więc żadnych rewelacji , zaufałam jednak koleżankom ,które mi książkę poleciły.

No i pojawiły się. Dwie moje ukochane bohaterki. Jak terranova po prostu. Kusiakowa i Ziębowa.
Jestem matką przeterminowanych ich zdaniem córek, więc pomysł na znalezienie im męża zapisuję w kajeciku i podkreślam na czerwono. Cóż za mądrość życiowa się wylewa z ich ust! I dotyka każdej dziedziny życia! Od kuchni ( cudowne podejście do wegetarianizmu) po pożycie damsko męskie. Kocham baby miłością bezkrytyczną i słowa krytyki pod ich adresem nie zniosę.  

Zdarza się, że czytając zaśmieję się głośno ale przy tej książce bawiłam się DOSKONALE i ryczałam ze śmiechu jak bawół i bóbr na zmianę. Łzy leciały mi na okrągło ( ze śmiechu) a przepona też wreszcie poćwiczyła. Moje córki są wściekłe bo spoleruję cały czas , no qrcze potrzeba podzielenia się fragmentami był silniejsza niż zdrowy rozsądek. I tak  przeczytają.
Wielu z Was pomyśli ,że to  „babska” książka z cyku „dla gospodyni i miłośniczki telenowel”. Nic bardziej błędnego . Iwona Banach mistrzowsko operuje specyficznym humorem, ciepło wskazuje typowo polskie i zaściankowe podejście do przesądów, zwyczajów, myślenia pełnego uprzedzeń i ograniczeń. Robi to w sposób nie uwłaczający nikomu, z ogromnym wyczuciem i  sympatią po prostu.

Zdradzę jeszcze jedno. Chciałam podejrzeć koniec ! Rzadko to robię ale ciekawość mnie zżarła  i chciałam wreszcie wiedzieć ,kto jest mordercą. I wielkie rozczarowanie ! Tożsamość zbrodniciela sprytnie bowiem ukryta jest i końcówka niczego mi w zasadzie nie wyjaśniła – grzecznie zdanie po zdaniu musiałam do tego dojść sama. Wielkie więc brawa dla autorki za tak świetne namieszanie intrygi , wątków i postaci  nad którymi do samego końca panuje .

Ogłaszam publicznie świadoma swych słów i biorąca pełną odpowiedzialność – NIE MA LEPSZEJ LEKTURY NA LISTOPADOWĄ PLUCHĘ I PIS W TVP!!!  Jedyna droga ucieczki.


Umieszczam na półce – pod szczególnym nadzorem pożyczam tylko zaufanym i to z odrazą ! ( czytaj : raczej szukaj w księgarni lub bibliotece bo paluszki poobcinam za zagubienie mojego egzemplarza !)

wtorek, 3 listopada 2015

SZEŚĆ CÓREK- Małgorzata Szyszko- Kondej

Nie mogłam wybrać lepszej lektury na przełom października i listopada. Sama zrozumiesz.

Sześć kobiet -najstarsza ma lat 60 , najmłodsza 19. Nigdy wcześniej się nie spotkały, niektóre wiedzą o istnieniu innych , jednak żadna o wszystkich. Mieszkają w różnych miejscach i losy ich są zupełnie odmienne – jest wśród nich i kura domowa, i homo- korporatus  od PR-u poczytnego czasopisma, ofiara przemocy domowej, zbuntowana nastolatka czy wrażliwa poetka , emigrantka próbująca wiązać koniec z końcem i absolwentka liceum – na zakręcie. Wychowywały się bez ojca, niekiedy i bez przyjaciół , ocierały o różne momenty przełomowe naszej historii – od zmagania się z duchem PRL, rozczarowania sierpniem ’80, walki o smoleński krzyż….
Każda dostaje krótki ,imienny list. Kochana córeczko…itp. Itp. Itp. I zadanie do wykonania. Do listu doczepiona karteczka z datą i miejscem pogrzebu. Podpisano – Tatuś. Ironia? Sarkazm? Chichot losu?
Krótka retrospekcja- historia romansu? Miłości? Na styku przecięcia się historii  ich matek i drogi życia charyzmatycznego i rzutkiego stomatologa Wiktora Krasowskiego. Pół wieku historii historii Polski w tle.

Czy czyjaś nieobecność może bardziej naznaczyć nasze życie niż codzienne wspólne wypijanie herbaty?
Czy osoba , której praktycznie nie znamy lub mamy mgliste wspomnienie z dziecięcego spaceru może poznać nasz najważniejszy rys charakteru? Czy jedną prośbą  może pchnąć nas na odmienne tory  ? i wreszcie – co jest najważniejszym skarbem w drodze każdego z nas i co powinniśmy ocalić? Chronić?

Jak silne są więzy krwi i czy córki będą potrafiły stworzyć z niego kotwicę w swoim życiu i źródło siły – dowiesz się jak przeczytasz. Powiem tylko ,że z ogromną przyjemnością przeżyłam tę książkę wraz z bohaterkami. Idealna na czas wspominkowo-jesiennej zadumy nad sensem nie tylko życia i śmierci ale i poświęcania się w imię idei, w imię dobra dzieci , w imię czegokolwiek.

Daje dystans. Lekkie pióro , fajna fabuła, dla mnie w punkt 

niedziela, 18 października 2015

ŚWIAT RÓWNOLEGŁY- Tomek Michniewicz


To nie jest recenzja. I nie jestem podróżnikiem. Nie marzę o wyprawach w nieznane krainy i o „odkrywaniu” dziewiczych lądów. Wychowana jestem wprawdzie na Alfredzie Szklarskim( przecież on nigdy nie podróżował) , potem klasycznie Arkady Fiedler czy Pałkiewicz… Ale książki Tomka Michniewicza od samego początku należą do tych , na które czekam, których łaknę i które nie zostawiają mnie obojętną.

Kolejny raz dane mi było spotkać się z Tomkiem w klubie NAMASTE w Katowicach. Byłam już w środku książki i moje odczucia były takie lekko gorzkie. Pomyślałam, że Tomek powoli zaczyna być lekko wypalony, zmęczony podróżami , rozczarowany tym, co spotyka w drodze i trochę bezsilnością wobec powszechnie panującej obłudy .

Jeśli będziesz miał okazję uczestniczyć w takim spotkaniu – idź. Młody, wysoki , szczupły chłopak z dużym dystansem do siebie , szacunkiem do interlokutora oraz niezwykłym poczuciem humoru opowiada o swoich reporterskich poszukiwaniach w dla nas zaskakujących miejscach. Spotkania w atmosferze jak „ u cioci na imieninach”  -nawet taki mieszczuch jak ja , nie czuje się ignorantem i niepożądanym elementem infrastruktury  ;-).  Było miło, odkrywczo, przyjemnie.

A potem bum.

Książka jak tytułowy „Świat równoległy”. To co przeżyliśmy na spotkaniu , trochę odpowiadające naszym oczekiwaniom i wyobrażeniom o życiu podróżnika– z gorzką prawdą świata za kulisami. Przeżyłam już takie zaskoczenie oglądając programy z Tomkiem , niby byłam przygotowana a tu zaskok. Znowu.

Rozdział po rozdziale przebudowujemy swoje spojrzenie na świat … Pokazuje nam najpierw to, czego my oczekujemy a potem mówi – „patrz, to cepeliada stworzona tylko dla Ciebie, oni to robią, bo ty tego chcesz, nie kupiłabyś  prawdy , pomyśl zanim zapiszesz się na wycieczkę do Egiptu, zanim wrogo spojrzysz na islam, zanim pójdziesz do ZOO czy bezkrytycznie zaakceptujesz rewelacje wojenne redaktora programu informacyjnego- odpowiedz na pytanie - czego na prawdę chcesz ” Nic więcej nie powiem , bo musisz przeczytać by zrozumieć

I ten ostatni rozdział – jak gwóźdź w serce. I moje łzy. Rozczarowanie też sobą -bo człowiek to nie zawsze brzmi dumnie. Powiem nawet – coraz rzadziej brzmi dumnie. Próbuję zrozumieć motywy okrucieństwa i jakoś nie mieści się to w mojej głowie. Ani w sercu. Inne spojrzenie .Świat równoległy.
Ponownie zmuszona jestem przewartościować swoje spojrzenie na świat przez pryzmat białego człowieka z wdrukowaną przez media wizją świata.
Na razie drugi dzień nie mogę wziąć innej książki do ręki.

Jedyne co mogę, to zrobić przelew na IMIRE , rezerwat, który pewnie jeszcze za mojego życia przestanie istnieć…

Polecam więc

niedziela, 11 października 2015

Kochając Pana Danielsa - Brittainy C.Cherry

Ona- dziewiętnastolatka w ostatniej klasie szkoły średniej, rozbita rodzina, matka alkoholiczka do tego białaczka zabiera jej siostrę –bliźniaczkę, starszą o kwadrans lecz w jej odczuciu tą „lepszą”  czyli zabawniejszą, zdolniejszą, bardziej towarzyską.  Fakt ten sprawia ,że musi zamieszkać z ojcem , którego w zasadzie zna wyłącznie z pocztówek urodzinowych otrzymywanych dość nieregularnie oraz jego nową rodziną…

On- świeżo upieczony nauczyciel w tejże szkole średniej, wokalista w zespole muzycznym, w ciągu roku traci matkę – zastrzeloną przez handlarzy narkotyków, ojca – z powodu choroby… sam sprawia ,że jego brat – narkoman i dealer- trafia za kraty… i ten fakt dręczy jego sumienie, pomimo , iż wie ,że zrobił dobrze…

Co ich łączy prócz pokręconych losów i śmierci depczącej po piętach ? Szekspir i miłość. Banalne?

Cóż … też tak myślałam … Momentami ta oczywistość fabuły i ociekający lukier ich wzajemnych relacji przypominający do złudzenia „Zmierzch” lecz bez wampirów , wilkołaków itp. mnie irytował .
Konstrukcja oparta o prowadzenie osoby żywej przez wskazówki w postaci listów  zmarłej – też nie jest niczym nowym.
Owszem, doceniałam pewne zdania –klejnociki, trafność sformułowań , jednak uznałam ,że ściągnięta z półki córki książka – niebawem tam powróci .

Do czasu.

W połowie popłynęłam… Nie powiem  fabuły. Zabiłabym Ci radość czytania choć w zasadzie nie o nią tu chodzi. Bardziej o emocje , mikrosceny i cudne ujęcie w słowa również i moich przeżyć, wspomnień, relacji …

Pierwsze drażliwe uczucia  ruszyła opisując poczucie utraty. Autorka ujęła w słowa to , co sama czułam i co tak trudno przekazać. Po stracie kogoś ciągle słyszymy ,że czas „leczy rany” ,że później jest łatwiej a przecież dla nas  robi się trudniej, i wszystkim , z którymi próbujemy o tym rozmawiać, nasze słowa brzydną bo zostają naznaczeni naszym  smutkiem. W rezultacie zachowujemy się tak, jakby już nas nie bolało – tylko po to  by nikogo więcej nie drażnić swoim żalem. A w środku rośnie kamień. Pierwszy z tych budujących mur. Niekiedy odgradzamy się książkami. Niekiedy uciekamy w muzykę. Na pewno uciekamy trochę z życia.

Kolejne emocje związane są z Miłością . Nie ma drugich szans. Te pierwsze po prostu nigdy nie tracą ważności.

Sprawy nie załatwione – duszą. Fakty , które ignorujemy , nadal pozostają faktami i wrócą ze zdwojoną siłą. Ukrywanie uczuć powoduje destrukcję. Zaprzeczanie prawdzie – poprawia samopoczucie innym tylko pozornie. Niekiedy prowadzi do tragedii.
ALE prawdziwe relacje przetrwają, uczucia znajdą drogę , priorytety przy odrobinie determinacji – zrealizują się. Gdyż może i los sprawia ,że spotykamy na swojej drodze różnych ludzi ale tylko my decydujemy ,czy w tym naszym życiu pozostaną i jaką odegrają rolę.


Jeśli chcesz się otrzeć o Wielką Miłość (  J  ) choćby tylko w książce i  w zimny , jesienny dzień zanurzyć ciepło wielkich uczuć – choćby cudzych J to polecam Ci „Kochając Pana Danielsa” . 

wtorek, 6 października 2015

Cesarzowa wdowa Cixi. Konkubina, która stworzyła współczesne Chiny- Jung Chang

Książka ,która zatrzymała mnie przy sobie na dłużej i to wcale nie z powodu ponad 500 stron zadrukowanych dość drobnym maczkiem.
Jak niezwykłą trzeba być kobietą, by przez pół wieku sprawować faktyczną władzę w państwie tak ogromnym jak Chiny i decydować o losach blisko 400 mln ludzi!

W latach wczesnej młodości, już jako kilkunastolatka dała się poznać w swojej rodzinie jako bardzo przewidująca i świadoma swojej roli dziewczyna. W wieku 16 lat została wybrana na jedną z konkubin nowego władcy. Wcale nie cieszyła się jego specjalnymi względami – była jedną z wielu -jednak szybko zaprzyjaźniła się z żoną cesarza i wraz z nią utworzyły naprawdę dobry i szczery sojusz  zaraz po młodej śmierci Cesarza- w celu prowadzenia Chin w kierunku otwarcia na świat i reform  .

Jak niezwykłą odwagę i inteligencję, przezorność i przenikliwość musiała mieć w sobie ta w sumie jedna z wielu  członkiń haremu cesarskiego – by z determinacją umieć odrzucić wszelkie uprzedzenia i osobiste animozje i  stanąć na czele tak zróżnicowanego i ogromnego państwa !
Zreformowała kraj, otworzyła na kontakty z Europą, Azją i Ameryką, przyjmowała jako pierwsza poselstwa zagraniczne , nawiązała ważne kontakty z żonami dygnitarzy, potrafiła sprawić, by wielcy dyplomaci zagraniczni pracowali na jej korzyść, wprowadziła elektryczność, przeprowadziła pierwszą kolej, telegraf, zreformowała armię, utworzyła flotę i nade wszystko znalazła na to środki! Pozwalała się fotografować i żywo interesowała się sztuką.

Przeprowadziła wiele reform- od takich poważnych jak związanych z finansami kraju i obronnością jak i pozornie bardziej błahych i społecznych ( np. zakazała krępowania nóg chińskim damom ), czy  zabroniła hodowania tzw. psów rękawowych – w których to lubowała się chińska arystokracja.
Otwarła Chiny na świat i nawiązała stosunki dyplomatyczne nawet z królową Wiktorią. Jako pierwsza wysyłała swoje poselstwa do Europy , młodzież kształciła w Europie i Ameryce, Zakładała szkoły – też dla dziewcząt. Przeprowadziła dwa przewroty pałacowe, zdławiła wewnętrzne zamieszki  i prowadziła wojny z największymi potęgami ówczesnego świata  I osiągnęła to wszystko będąc kobietą i oficjalnie nigdy nie będąc głową państwa czyli  Cesarzową.

Umysł tej kobiety mnie zadziwia. Wszelkie własne uprzedzenia potrafiła odsunąć na plan dalszy bo rzeczywiście myślała interesem państwa.
Obecne Chiny jej nie doceniają otaczającą ją czarnym PR-em-  bez niej nigdy nie byłyby tam, gdzie są dzisiaj.

Pochylam z pokorą głowę również przed autorką. Dokonała tytanicznej i mrówczej zarazem  pracy – dotarła do dokumentów zupełnie nieznanych lub niedostępnych, praca dla historyka i archiwisty ogromna. I równocześnie czyta się ją z ogromną przyjemnością i lekkością . Naprawdę  wiele popularnonaukowych prac lub faktografii  przechodzi mi przez ręce i głowę ale tę pozycję polecę z pełną odpowiedzialnością również osobom za stricte źródłową literaturą nie przepadającym.
Takim „języczkiem u wagi” dla mnie jest moja mama – jeśli ona coś czyta z przyjemnością – to znaczy ,że pomimo ,iż to książka historyczna – zdecydowanie strawna i przyjemna dla laika jest też J .

Mnie zachwyca. Każda strona i słowo. I osobowość Cesarzowej Wdowy . Jeśli lubisz nietuzinkowe kobiety w historii – uwierz, ta wysunie się na czoło. Potem długo ,długo nic J

sobota, 26 września 2015



PO PROSTU BĄDŹ Magdalena                                                Witkiewicz

                             Słuchaj Krystyna …i dobrze, że wino i świece i ta cisza w domu. 
Bo mogę sobie chlapnąć i tą łzę uronić. Podsunęłaś mi znowu kawałek mojej historii…
I Krystyna to o tych wagonikach- takie w punkt. Aż boli. I chyba trochę nawet krwawi.
Że niby trzeba pilnować swojego wagonika, bo jak nas minie to już tylko cisza i krzaki J

Bo wiesz, Krystyna , ten pierwszy pociąg to ja pomyliłam z młodości i naiwności , trochę roztargnienia też. Wsiadłam do pierwszej klasy i zrobiła się afera, bo bilet dostałam do drugiej… i ta dopłata bolała.

A ten kolejny pociąg to ze strachu chyba przepuściłam. Schowałam się za filar i że niby to nie ten .
Ale wyobraź sobie ,ten drugi, spóźniony- powrotnym kursem chciał mnie zabrać! No i Krystyna niby znalazłam właściwy bilet i miejsce… ale ktoś tam już poważnie naśmiecił, i to miejsce już jakieś inne było…
 
I widzisz Krystyna , tak to z tymi twoimi książkami jest.
Tak jakbyś mnie kroiła po kawałku i w każdej książce po parę deko wyciągała z zamrażarki i dorzucała. I mam podejrzenia, że jest nas tam więcej. Taka wiedźma z Ciebie i w tym cały Twój talent.

PO PROSTU BĄDŹ – bolało mnie bardzo. Ale wiesz co ? Pierwszy raz dziś od dość dawna obudziłam się z potrzebą zmiany i z siłą, by krok po kroku coś zrobić. I miałam uśmiech na twarzy. I nie trułam się „dworcowymi” wspomnieniami ale pomyślałam o sobie samej.

Czy jako pisarz mogłaś zrobić coś piękniejszego?
Qrde wielkie dzięki Magda za to ,że jesteś. I za każdą popełnioną książkę. I za te, które w przyszłości jeszcze mnie naznacząJ


środa, 19 sierpnia 2015

ROSÓŁ Z KURY DOMOWEJ – Natasza Socha


Nie ukrywam – dla mnie to była lektura wstrząsająca. Spodziewałam się babskiego poczytadełka na jeden letni wieczór- czegoś co mnie na chwilę odmóżdży i rozbawi. Dostałam kawał psychoanalizy sytuacji swojej i przyjaciółek, koleżanek, sąsiadek…

Wiktoria , tytanowa kura domowa – czyli wielofunkcyjny kuchenno-domowo-ogrodowy robot , gdy już zatarła w imię szczęścia małżeńskiego stadła swoje aspiracje zawodowe i osobiste, uszczęśliwiła rodziców stabilnym związkiem małżeńskim, teściów zapewniła ,że jedynym celem jej życia jest zapewnienie zaplecza dla  kariery ich jedynego syna – nagle i znienacka została wymieniona przez małżonka na ambitną, agresywnie egoistyczną i egocentryczną  młodszą koleżankę z pracy . Nawet nie zakwiliła przy informacji ,że sprawiedliwy podział ich dorobku 1:5…  Spakowała swój małżeński dobytek w kilka kartonów i ………zeszła z oczu swojemu małżonkowi, by mógł grzać się w ramionach nowej pani  oraz rodzicom, którzy palpitacjami serca i duszy okupili pierwszy rozwód w rodzinie- czyli co tu kryć, wstyd i poruta towarzyska… Wiktoria uciekła lizać rany psychiczne i fizyczne do swojej ciotki, również wyklętej z rodzinnych układów, do Niemiec.

Gdy odzyskuje wzrok na tyle , by zauważać koło siebie ludzi, jak magnes przywiera do kobiet o podobnych potłuczonych psychikach jak jej własna. I nie ważne czy jesteś Polką czy Niemką – los kur domowych, upupionych pań domu, zamkniętych w czterech ścianach obrączkowanych służących domowych i łóżkowych – jest zawsze taki sam…

Wiktoria przyciąga do siebie trzy podobnie jak ona nieszczęśliwe, choć nie do końca tego świadome, kobiety i razem , w dość kontrowersyjny sposób postanawiają wreszcie coś dla siebie zrobić. Panie, pomimo ,że lepiej wykształcone, zorganizowane, o większych umiejętnościach i wiedzy – poddawane są systematycznemu praniu mózgów przez swoich partnerów życiowych, leczących tym sposobem własne kompleksy i frustracje zawodowe - nie widzą żadnego wyjścia z patowej sytuacji.
Jednak zjednoczenie takich kur domowych , świadomość słabości ale i mocnych stron owocuje niezwykłym przedsięwzięciem – znajdują sposób na przełamanie własnych kompleksów , odzyskanie siły, stabilności i to daje im siłę by znowu zacząć marzyć.

Każda z nas zna taką kurę. Lub nią jest. Lub była przez (oby tylko) moment. Ja byłam. Niewidzialna i perfekcyjna. Dałam sobie radę ale jakaż szkoda, że nie spotkałam na swej drodze takiej Wiktorii, która obudziłaby mnie szybciej.

To książka nie tylko dla kobiet. Radziłabym przeczytać też mężczyznom. Szczególnie jeśli mają przy sobie kobietę. Bo mężczyzna nie zauważa, gdy kobieta staje się niewidzialna, nieszczęśliwa, coraz cichsza… Jeśli w porę to uchwyci – ona mu się odwdzięczy tysiąckrotnie. Gdy na jej delikatne sygnały odpowie jednak „ przesadzasz”, „ nic nie robisz, zmęczony jestem” itp. –powinien zacząć się bać. Nie ma piękniejszego widoku od kury domowej opuszczającej swoją klatkę i rozwijającej skrzydła. Tylko czy ty ją facet jeszcze dogonisz?

Chłopie! Jeśli nadal nie widzisz problemu to pewnego dnia może zaszkodzić ci zupa grzybowa…. ;-)

sobota, 15 sierpnia 2015

Maminsynek – Natasza Socha

Coś w tym jest ,że w momencie , gdy rodzimy dziecko , nasza macica tworzy swoją „wirtualną kopię” tuż obok naszego mózgu w naszej głowie. I niekiedy te dwa organy walcząc o miejsce w czaszce, przygniatają się i macica wygrywa. U niektórych matek na wiele lat. U wyjątkowych egzemplarzy na całe życie J . Każda z nas poznała taką Matkę , która wszędzie węszy zagrożenie dla swojego dziecięcia, ocieka lukrem udzielając rad innym matkom ( gdyż ona WIE lepiej), jadem po oczach uderza w pretendentki do miejsca w sercu swojego dziecięcia …nawet gdy latorośl dobiega czterdziestki. Specyficzną pozycję na liście takich matek zajmują Matki Synów…  I taka jest właśnie ONA – Matka Leandra, bohatera powieści Nataszy Sochy „Maminsynek”
Kobieta –wieleba ( wie wszystko lepiej) , wraz z urodzeniem dziecka i odcina nie pępowinę ale ojca tegoż ( zbędny, zrobił swoje) i postanawia być dla syna tą jedyną – Matką, przyjaciółką, opiekunką, pielęgniarką, sprzątaczką, kucharką, ochroniarzem, partnerką i niedoścignionym ideałem. I odnosi sukces! Żadna potencjalna panna nie doskoczy nawet do fleczka w jej szpilkach gdyż sprawnie i niepostrzeżenie zostaje podstawiona elegancko jej noga i to w taki sposób, że jeszcze przeprasza, iż spadając na ryj i łamiąc sobie nos, zakłóciła ciszę Matki kontemplującej dźwięk bicia serca syna- najważniejszego dźwięku we Wszechświecie.
Książka napisana GENIALNIE. Nie ocieka prześmiewczymi opisami, kpiną , złośliwością. Wnikliwość spojrzenia, uchwycenie problemu znanego generalnie wszystkim ale oswojonego przez dość specyficzne porównania , język wartki , celne uwagi –sprawia ,że śmiejemy się troszkę przez łzy. Opowieści o teściowych –grabarzach małżeńskiego szczęścia , babciach odcinających rodziców od opieki nad dziećmi – to wszystko staje mi przed oczami jako kontynuacja „Maminsynka”
Już wyobrażam sobie Matkę, która po ewentualnej ( bo ciąża nie przesądza przecież konieczność zacieśnienia związku z partnerką) nocy poślubnej Leandra , wkracza do sypialni małżeńskiej i z wyrzutem w oczach skierowanym do synowej a współczuciem skierowanym do syna, głaszcze go po głowie i każe wypocząć po niecnym i morderczym dla jego zdrowia „wykorzystaniu” przez kobietę…
Reasumując – cudna książka na stres, lato , zmęczenie ALE nie tylko . Taka gorzko –słodka prawda o wychowaniu, nadopiekuńczości i niedojrzałości do związku.
Natasza Socha jest świetną pisarką. Język barwny, żywy, precyzyjny ale lekki opisuje bolesne prawdy o które każda z nas się przecież otarła . Gorąco polecam.
Niech zachęci Cię do przeczytania poniższy fragment- mnie zmroził i zahipnotyzował. Książka jest taka cała J

„Matka Leandra wbiła we mnie spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka (...). Wwiercała się tak jeszcze z dziesięć minut, szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które mogłyby zdyskredytować mnie w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt zwinięte jelito cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby zaopiekować się jej synem, nie istnieje”

sobota, 6 czerwca 2015

GENIALNA MASZYNA.BIOGRAFIA SERCA – STEPHEN I THOMAS AMIDON

Gdy dwóch braci, z których jeden jest pisarzem a drugi kardiologiem, bierze się za pisanie książki – to musi wyjść z tego coś ciekawego. I nawet taki laik jak ja, generalnie dość tępy z biologii , zupełny ignorant z medycyny- zachwyca się i stroną merytoryczną i językową.

Nie obawiaj się, trudny temat, że dla specjalistów, że Cię przerośnie. Zupełnie błędne podejście.

Konstrukcja prosta i wręcz genialna.

 Każdy rozdział rozpoczyna historia osoby ,która boryka się z problemem zdrowotnym o nieznanej przyczynie. Zarówno bohater  jak i jego historia osadzone są w konkretnej epoce. Poszukując ratunku dla siebie lub swojego bliskiego taki dzisiejszy pacjent  trafia na lekarza, felczera lub pasjonata , który nie boi się zaryzykować życie doczesne lub wieczne w pragnieniu ulżenia cierpieniom petenta i rozwiązaniu jego problemów. Opisując zmagania pierwszych prekursorów badań na otwartym sercu , bardzo klarownie a równocześnie prosto autorzy przekazali stan wiedzy medycznej na daną epokę oraz podejście do problemu serca bądź to jako siedliska duszy , bądź mechanicznej pompy poruszającej organizm.

Po zobaczeniu filmu o wybitnym polskim kardiologu – Relidze, dotarło do mnie , jak młodą dziedziną jest kardiologia i kardiochirurgia. Książka jeszcze mocniej pochyliła mi głowę z szacunku i uwielbienia dla tych cudotwórców. Jak ogromne bariery musieli pokonać, lekceważeni również we własnym środowisku, pokonujący etyczne , moralne i religijne przesądy brnęli w kierunku odkryć ,których efektów mogli tylko domniemywać, mając świadomość, że porażka będzie bardziej nośna i głośna niż sukces….
Warto przeczytać. Może inaczej spojrzymy na obecne zmagania lekarzy choćby w temacie In vitro? Serce przecież też do niedawna postrzegane było wyłącznie jako nienaruszalny „włącznik” w dyspozycji boskiego palca…

To książka dla ludzi o szerokich potrzebach poznawczych, horyzontach, otwartej głowie i umiejętności analizy. Walory językowo- merytoryczne nie do przecenienia.
 Dla mnie cała ta seria ZNAK-u jest BEZCENNA.
NIE MOGĘ NIE POLECAĆ !


BALLADA O CIOTCE MATYLDZIE – Magdalena Witkiewicz

Czy kobieta w pięknym wieku ( ok. 80+wat) może być współwłaścicielką sex-shopu? I czy może on wpływać na wiele osób  wręcz terapeutyczne?
Może ;-)
Bo facet w typie ABS ( Absolutny Brak Szyi) nie musi być tylko górą mięśni bez uczuć i zainteresowań, młoda matka nie koniecznie wprowadzać tak wszechobecny terror „ matek-polek-mam-wózek-więc-i-prawa”, Starsza Pani z kotem to nie koniecznie moher a mąż intelektualista-naukowiec może czyścić czasami buty takiemu z siłowni a wredna teściowa po tuningu może być całkiem fajną babcią.

Nietypowe sytuacje wywołują niestandardowe działania.
Joanka ma oparcie jedynie w ciotce , ponad osiemdziesięcioletniej damie, patrzącej na świat z wyrozumiałością i dystansem, zakładającej ,że każdy jest dobry tylko trzeba to umieć podszlifować.
Ciotka oprócz przymiotów ducha , prowadzi tajemniczy interes przy pomocy bliźniaków w typie ABS.

Joanka na zakręcie życiowym ( młoda matka, mąż na morzach zainteresowany pracą badawczą obiektów martwych oraz żywych… nawet nadmiernie żywych – szwecka rozwódka z nogami do pasa i blond czupryną) w sytuacji rozpaczliwiej (porodówka, samotność, brak perspektyw) zostaje z zaświatów „zaopiekowana” przez swoją ukochaną Ciocię.  Dostaje opiekę w postaci dwóch osiłków oraz udziały w Słodkim Ciasteczku, który to interes nie koniecznie jest piekarnią . I to wszystko sprawia ,że całkowicie zmienia się jej życie.
Nic więcej nie napiszę o fabule , bo przeczytać musisz sama.

Co ci gwarantuję? Kawał dobrej zabawy. Jak zwykle u Pani Magdy Witkiewicz – komedia pomyłek, humor sytuacyjny, język niedościgniony.
Po traumatycznym „Iqbalu” musiałam „odreagować” i wrócić do równowagi. Szukałam czegoś zabawnego , lekkiego, co przywoła ciepły uśmiech i da mi powód bym spojrzała ponownie optymistycznie na ludzi. I siebie też.


Książka o sile kobiet. O przyjaźni. O wierze w marzenia , która to ma moc sprawczą. O tym ,że możemy wszystko jeśli tylko chcemy a jeśli czegoś potrzebujemy i o to poprosimy życzliwą ciocię w niebie – to ona już użyje swoich metod by tego św.Piotra ( a może nawet wyższą instancję?) przekona do naszych potrzeb… 

piątek, 5 czerwca 2015

IQBAL- Francesco D’Adamo


Codziennie w Pakistanie 7 milionów dzieci wstaje przed wschodem słońca i rusza do pracy bez przerwy aż  do zmroku. Tkają dywany , wypalają cegły , kopią w polu , schodzą do kopalni. Nie bawią się, nie biegają, nie krzyczą. Nie umieją czytać ani pisać. Nigdy się nie śmieją. Są niewolnikami . Ich ręce lub nogi przykute są często do miejsc pracy . Nigdy nie myślą o przyszłości , nie mają nadziei.
Do momentu , kiedy choć jedno dziecko na świecie będzie pozbawione dzieciństwa, bite i gwałcone, nikt nie będzie mógł powiedzieć – to mnie nie dotyczy. Kupując coś u tzw. ”chińczyka” , na targu czy w markecie zastanów się , czy przypadkiem w małej chińskiej piwnicy , małe chińskie czy hinduskie rączki nie pracowały ponad siłę za odrobinę jedzenia byś mógł za bezcen kupić to… tylko.
A ta historia jest prawdziwa.
Iqbal – jako kilkulatek został oddany „producentowi” dywanów , by odrobić dług – 16 dolarów- który zaciągnął u lichwiarza jego ojciec - chciał ratować śmiertelnie chorego drugiego syna….
16 dolarów….lata głodu ,poniżania, bicia.
Jak wielką siłę miał w sobie ten mały chłopiec, by umieć sprzeciwić się jako jedenastolatek całemu  systemowi? By nie zaprzestać MARZYĆ?  Sprzedawany, bity, oszukany-  dzięki uporowi, odwadze trafił na członków organizacji przeciw wykorzystywaniu dzieci i pomógł uwolnić setki innych małych niewolników… Miał zaledwie 11 lat!
W 1994 r został nagrodzony w Bostonie nagrodą Reebok Human Rights Award – świat usłyszał o wykorzystywaniu dzieci… jednak sam Iqbal zapłacił za to najwyższą cenę – w wieku niespełna 13-lat został zastrzelony prawdopodobnie przez członków „ mafii dywanowej”
Czujesz to ? trzynastolatek poruszył system! Malusieńki chłopiec o wielkim sercu był tak ogromnym zagrożeniem dla handlarzy ,że zastrzelili DZIECKO!
Więc przeczytaj. To nie jest smutna historia. To historia odzyskania wolności, historia MARZENIA.
Dotyczy Ciebie i mnie. Ta historia trwa. Nawet teraz, gdy czytasz te słowa małe rączki wykonują prace z której i ja i ty nieświadomie korzystamy. Iqbal miał niespełna trzynaście lat. Poruszył lawinę.  

A co ja zrobiłam dla takich dzieci jak on? 

wtorek, 2 czerwca 2015

Moralność Pani Piontek – Magdalena Witkiewicz.


Generalnie do każdego problemu da się podejść „ od dupy strony” i niekiedy to zupełnie zmienia optykę widzenia …J

„ Doktorostwo” Poniatowscy, syn  , jego przebrzydły przyjaciel, współlokatorka , klęska nieżywiołowa , dodajmy jeszcze w finale dwójka dzieciaków ze zdecydowanie ciekawym do życia podejściem ( umysły analityczne , godne Rodziny Addamsów) i wisienka na torcie – biszkoptowy labrador – otóż ta cała menażeria uwikłana jest w bardzo klasyczną dla Pani Magdaleny komedię pomyłek , przypadków i zawirowań. Ale jak już rzekłam – od dupy strony wszystko wygląda inaczej…

Cudownie zarysowane sylwetki bohaterów, wyraziste osobowości, „charakterne” jak mawiała moja Babcia.

Autorka nie ma sobie równych w posługiwaniu się słowem. Każde zdanie to perełeczka, czepiać się nie ma o co . Czysta przyjemność.  Z coraz większym podziwem patrzę jak pięknie nam się rozwija nasza Pani Witkiewicz . Bo gdy ktoś jest życzliwy dla ludzi, piękny zewnętrznie i wewnętrznie – to jak ta stonka ziemniaczana – pozytywnie rozłazi się i rozprzestrzenia , wciągając w uzależnienie ,
I niech mi tu tylko ktoś wyskoczy ,że to nie Proust, Dostojewski ,że literatura babska typu „b”- aorty przegryzę.

Nie każda książka musi rozwijać nasz intelekt, lasować nasze zwoje i pretendować do Pulitzera. Niekiedy trzeba wziąć do ręki kawał świetnie napisanej obyczajówki , która po prostu sprawi, że życie nabiera cieplejszych odcieni . A „ Moralność Pani Piontek” zdecydowanie taka jest.

Właziłam córkom do łóżka by głośno czytać fragmenty, śmiałam się do łez i ten uśmiech nadal we mnie jest !

Jeśli masz ochotę w letnie upały na soczystą sałatkę owocową i lampkę szampana – to książka zdecydowanie dla Ciebie. Polecam.


P.S – swojego egzemplarza NIE POŻYCZĘ albowiem istnieje spore prawdopodobieństwo ,że ktoś przyklei się na dobre … J

sobota, 23 maja 2015

OFIARA POLIKSENY – Marta Guzowska

Pierwsza z cyklu perypetii antropologa Mario Ybla , neurotycznego specjalisty kryminologa, mozolnie układającego puzzle zbrodni w logiczny ciąg wydarzeń w celu odkrycia motywów zabójstwa i oczywiście jego sprawcy.

OFIARĘ POLIKSENY przeczytałam jako drugą , po GŁOWIE NIOBE- pomimo iż kolejność w cyklu jest inna. Pierwsza podobała mi się ale dopiero OFIARA zachwyciła. W obecnym wysypie polskich kryminałów , ten zdecydowanie się wyróżnia.
Czytając miałam cały czas wrażenie oglądania akcji na ekranie. Mózg przewijał bardzo sugestywne i filmowe wręcz obrazy a to świadczy o niezwykłych umiejętnościach pisarskich autorki.

Mam więc przed oczami profesora Mario Ybla , irytującego , złośliwego i chłodno patrzącego na wszystko wokoło naukowca, lekko w typie Indiany Jonesa , przechadzającego się w spoconych podkoszulkach i brudnych spodniach po terenie wykopalisk w okolicach starożytnej Troi. Profesor skrywa swoją słabość – panicznie boi się ciemności, nyktofobia ogranicza mu aktywność tylko do dziennego działania i do przestrzeni mocno oświetlonych . Nie wejdzie w dziurę wykopalisk , w grotę stworzoną przez naturę ale pochłoniętą przez ciemność, nie pozwoli zamknąć się w nieoświetlonym pomieszczeniu. Gdy zapada zmrok najchętniej upija się do nieprzytomności i zasypia najszybciej jak tylko się da… Jest i piękna , inteligentna , niezwykle pociągająca nie tylko Ybla , pani archeolog prowadząca badania naukowe na terenie wykopalisk. Jest profesor żądny sławy i prowadzący swoje małe , nie zawsze czyste gierki, manipulujący faktami i pokątnie handlujący drobnymi znaleziskami na e-Bey’u. Jest w końcu i bogaty sponsor , bo przecież bez niego żadne wykopaliska nie mogłyby się toczyć w tak skorumpowanym tureckim środowisku …
No i trup. Następnie kolejny. Znikają młode kobiety, ładne  , ich zwłoki odnajdywane są w miejscach starożytnego kultu składania ofiar z ludzi.

 Czy to zwłoki słynnej Polikseny? Czy ktoś naśladuje dawne rytuały i jaki ma w tym cel?

Nic więcej nie powiem. Zdecydowanie lektura na lato. Mnie zachwyciła.
Sporo się dowiedziałam. Poznałam odrobinę bardzo merytorycznej wiedzy z zakresu kultury achajskiej, wiem , jak wygląda typowy dzień na miejscu wykopalisk, o jaką stawkę się toczy i z czym trzeba się zmierzyć ocalając ślady naszych przodków przed szybko postępującymi budowami autostrad i osiedli…

I powiem jeszcze jedno – zazwyczaj gdy czytam tego typu książki , chce koniecznie zobaczyć i dotknąć takich miejsc. Po GŁOWIE NIOBE planuję odwiedzenie pałacu w Nieborowie. Po POLIKSENIE wiem jedno – za nic na świecie nie ruszę na zadupia Turcji J  Sugestywne opisy brudu , smrodu i chmar much skutecznie mnie zniechęciły J Wystarczą zdjęcia w necie J


Ale… ruszam dziś do Matrasa po trzecią część przygód dziwacznego Maria , bo się przywiązałam do dziwaka. Czego i Wam życzę .

sobota, 16 maja 2015

ZABÓJCZY SPADEK UCZUĆ Gacek& Szczepańska



Dwie przyjaciółki – rozważna i romantyczna, podejrzliwa i naiwna, blondynka i brunetka, samodzielna i podległa – czyli dzieli je dokładnie wszystko , łączy przyjaźń „ od zawsze”. Jest i przystojny cwaniaczek, narzeczony z piekła rodem , z wierzchu Oliwier Janiak w sercu najbardziej przebiegły i wyrachowany manipulant. Intryga kryminalna oparta na wyłudzaniu atrakcyjnych inwestycyjnie terenów z prywatnych rąk, najczęściej staruszek lub spadkobierców . Babski kryminał z nutką romantyzmu w tle.

Na szczęście jest  przyjaźń i silne ramiona  dość licznie krążących wokół naszych bohaterek  mężczyzn , lgnących jak muchy do lepu by ratować damy z opresji – zawsze gotowych do podtrzymania wiotczejącej strachliwie damskiej kibici… I wszystko kończy się ( jak zwykle ) dobrze.
Generalnie łagodny i dość strawny „odstresowywacz weekendowy” dla kobiet zdecydowanie. Jeden wieczór , nie więcej.

Plusy – fajny język, sporo trafnych, zapadających w pamięć , zabawnych  określeń. Autorki dobrze poradziły sobie z podziałem książki na rozdziały i tytułowaniem  powyższych – a uwierzcie, nie jest to najprostsze zadanie – wielu autorów już na tym poległo.


Wartości nadmiernych to to nie ma , ale czy wszystko musi uczyć i rozwijać? Niekiedy wystarczy przecież wywołanie uśmiechu na twarzy w taki piękny , słoneczny poranek. Czego i Wam życzę na nadchodzący weekend  ;-) 

wtorek, 12 maja 2015

FANABERIE – Jolanta Wrońska

Tak już mam ,że idę do sklepu po przysłowiowe bułki a wracam z książką. „ Fanaberie” to moja osobista fanaberia w czasie zakupów w Biedronce. Przyciągnęła mnie słodka okładka i solidne wydanie- ostatnio pochłaniałam wyłącznie bardzo mroczne kryminały lub literaturę ze zdradami w tle. Zapragnęłam czegoś słodkiego , szczęśliwego i pogodnego.  „Fanaberie” mnie nie zawiodły.

I jeszcze w tle te Szombierki ( dla nie znających Śląska – to trochę niszczejąca dzielnica Bytomia) . Lokalny patriotyzm wziął górę . Wciągnęłam .

Bohaterka – śląsko- warszawska  42-letnia bizneswoman, matka trójki dzieci , właścicielka sieci ciastkarni o nazwie „Fanaberie” przeżywa kryzys ( jak to bywa) w życiu osobistym i zawodowym.
Kobieta kiedyś porzucona przez rodziców, wychowywana przez kochających dziadków wedle bardzo powszechnego na Śląsku „ordungu” i zasad, stwarza dom dla swoich córek i przygarniętego , niezwykle roztropnego młodzieńca. I tak mądrze dzieciaki się wspierają, wychodzi z tego coś fajnego.

W tle cały czas unosi się duch giełdy, przekrętów, wrogich przejęć , handlu głosami itp. Nie ukrywam ,że to wartość dodana książki – w prostych słowach objaśnia zasady rządzące giełdą , akcjami , wyborami akcjonariuszy.

Jasne ,że końcówka słodka jak jej okładka. Ale tylko końcówka. Wcześniejsza część zdecydowanie z wartką akcją, specyficznym humorem , „wtrętami” bliskimi każdemu ślązakowi, smaczek lokalny itp. Wszystko ładnie się splata w pogodny koniec, ale czy nie tego szukałam ? Nie zawiodłam się.
Lekka , weekendowa pozycja , odpręża po ciężkim tygodniu lub po zbyt wymagającej lub mrocznej literaturze.


Pani Jolanto – gratuluję udanego debiutu. Czekam na więcej. 

czwartek, 7 maja 2015

Głowa Niobe- Marta Guzowska

Lubice kryminały Agathy Christie? No to Marta Guzowska ze swoją „ Głową Niobe” przypadnie Wam do gustu.

Skute lodem „zadzidzie” Polski i kilkunastu światowej sławy specjalistów z dziedziny kultury i sztuki antyku. Trzaskający mróz odcina od świata grupę uczestników międzynarodowej konferencji . Nie ma łączności telefonicznej. Nie ma telewizji, radia. Nie ma nawet ogrzewania i wkrótce również braknie prądu. Naukowcy , wśród nich ekscentryczny, obarczony osobliwą fobią, męczony wspomnieniami przeszłości ,  komisarz i antropolog Mario Ybl , młoda matka równocześnie będąca policyjnym specjalistą ds. fotografii  -zamknięci zostają  w pałacu w Nieborowie, wśród kolekcji antycznych rzeźb. Kolejne poranki przynoszą szokujące odkrycia. Co noc ginie jeden z członków szacownego grona a jego ciało „uzupełnia” brakujące części antycznych postaci w galerii….

Pamiętacie „ Dziesięciu małych murzynków” Agathy lub „ I nie było już nikogo”? Jeśli spodobała się wam konwencja klasycznego , angielskiego kryminału – Głowa Niobe jest dokładnie tym , czego szukacie.
Mała przestrzeń, oderwanie od świata, sami intelektualiści i jeden nieobliczalny szaleniec realizujący przedziwny plan… Kto będzie następny?

Powiem tak- autorka trafiła w mój gust. W książce nie szukam tylko dobrze opowiedzianej historii czy intrygi. Chce wzbogacić się o wiedzę. Pani Marta Guzowska jest doktorem archeologii, wnikliwym obserwatorem ludzkich charakterów , umie to dowcipnie i z lekkim przekąsem połączyć i całkiem nieźle jej to wyszło. Lubię komisarza Ybla i cieszę się, że kryształowy to on nie jest. I fajnie opisane są jego obserwacje współbiesiadników – ocenia z punkt widzenia anatomii wyraźne cechy fizyczne przypasowując dowcipnie do przymiotów ducha i ciała J.  Bez sentymentów wskazuje prawdopodobne kolejne ofiary „życzliwie” je o tym informując.

Dostałam też sporą wiedzę z historii pałacu w Nieborowie ( od razu odszukałam zdjęcia w necie i info – zdecydowanie umieszczając to miejsce na drodze tegorocznych wypadów), znajomość anatomii lekko mnie przeraziła , ale cóż , z dobrodziejstwem inwentarza przyjęłam, część dotycząca antyku bardzo przyswajalna i co najważniejsze – rzetelna , fachowa, strawnie podana.
Nie mogę pominąć walorów językowych.  Wielu autorów nie wykorzystuje możliwości naszej ojczystej mowy – mówię to z wyraźnym przekąsem. Pani Marta zdecydowanie się wyróżnia. Kryminał czyta się z przyjemnością, lekko , nic nie razi, nie męczy.


Chcesz przyjemnie spędzić  dwa – trzy wieczory? Polecam . 

niedziela, 26 kwietnia 2015


ZAGINIONA DZIEWCZYNA - Gillian Flynn

Nick - prosty , szczery, bezpośredni chłopak z Missouri. Początkujący dziennikarz/ pisarz.
Ona - bogata, rozpieszczona jedynaczka z Nowego Yorku. Piękna , perfekcyjna  Niezwykła Amy.
Pewnego dnia , w 5 rocznicę ślubu , Amy znika. Są ślady krwi, dziwne wskazówki ale ciała brak.
Rozpoczyna się misternie utkana gra , wyrafinowana intryga w którą wciągani są coraz mocniej czytelnicy. Kto jest ofiarą? kto katem?
Czy chciałabym mieć partnera takiego jak Nick czy raczej bałabym się związku z osobowością pokroju panny nieskazitelnej? Jak daleko ludzie mogą uzależnić się we wzajemnych , toksycznych układach? czy życie na granicy psychozy, zastraszania wzajemnego może być ekscytujące?
Jak trzeba bardzo kogoś nienawidzić by miesiącami tkać morderczą sieć i dusić powoli i z wyrachowaniem drugą osobę? Czy można żyć "podwójnym życiem" i być całkowicie nieznanym dla swojego partnera?

Powiem tak- pierwsze dwieście stron mnie trochę nużyło... Nie bardzo mnie wciągnęła książka.Narracja wydawała mi się irytująca, lekko bez sensu. Od połowy byłam już " na pełnym biegu". Koniec mnie powalił.I  przez ten zaskakujący finał doceniłam perfekcyjność pozornie nudnego opowiadania.


Błyskotliwie napisany kryminał. Świetne pióro, doskonała akcja. Znakomity język. Autorka jest mistrzynią. Gorąco polecam. Biegam zobaczyć film.

niedziela, 12 kwietnia 2015

RAZEM BĘDZIE LEPIEJ – Jojo Moyes

I nastał dla mnie czas dobrych książek ! I to najpiękniejsza informacja tej wiosny ;-)Ale od początku.

Niech nie zmyli Cię tytuł ani okładka  – to nie jest słodki romans dla szukających rozrywki gospodyń domowych. To kawał dobrej, ciepłej ale z nutką goryczy obyczajówki o walce o godność i prawość w świecie, w którym na widok przemocy świadkowie odwracają oczy, odmienność karana jest wykluczeniem, człowieka wykonującego mniej prestiżowe prace traktuje się z wyższością i z bezsilności niekiedy tylko wyć…

Cztery niepasujące do niczego puzzle – ONA : dwa etaty, walczy o każdy dzień od nowa, życie jej nie rozpieszcza, ludzie nie doceniają,  mąż unikający płacenia alimentów znika leczyć skołatane nerwy na łonie „mamuni” umywając ręce od odpowiedzialności za dzieci i rodzinę , sąsiedzi z sadystycznymi nawykami znęcają się nad jej rodziną a ona – Jess stara się za wszelką cenę ocalić godność, zasady etyczne i optymistyczną zasadę ,że dobro zawsze wraca  i zostaje nagrodzone. On- Ed- fanatyk komputerowy, z pasji stworzył nieźle działającą firmę ale przejęta przez wielką korpo przestaje go cieszyć…  Niby pakiet większościowy, chata wyczesana w kosmos, bryka , kolejna, modelka przy boku – ale samotności więcej niż radości. No i do tego komisja ds. Regulacji Rynków Finansowych i dochodzenie grożące wieloma latami zamknięcia w zakładzie karnym.  No i dwójka małolatów – Nicky  i Thanzi – rodzina, która nigdy nigdzie nie pasowała. Dziewczynka kilkuletnia, woląca matematykę od lalek, wyalienowana , wrażliwa, z fobiami  ( Asperger?) . Chłopiec- zamknięty w świecie gier komputerowych , z kompleksem odrzucenia, nie należący do żadnej grupy , w milczeniu znoszący upokarzania i przemoc ze strony rówieśników. No i wielki jak ciele pies z którego to strony grozi ci wyłącznie obślinienie i nieciekawe doznania zapachowe.
Łączy ich dość niespodziewana podróż – tydzień w samochodzie ( czterech dziwaków z problemami i psem) staje się rodzajem terapii , otworzenia się, spojrzenia na siebie  z innej perspektywy.
Każde z nich musi wyciągnąć i pokonać własnego „trupa” z szafy i okazuje się,  że mogą sobie w tym po prostu pomóc.

Ciepła, delikatna, słodko-gorzka ale nie czułostkowa powieść o sile przetrwania, o odpowiedzialności , o tym, że dobro to wartość i nawet gdy wątpisz – wróci.
Pokochałam Jojo Moyes i jutro poszukam WSZYSTKIEGO CO TYLKO NAPISAŁA. Na moich ciasnych półkach dla niej miejsce znajdzie się na pewno…

I jeszcze jedno – piękna okładka, pastelowe kolory, lekko błyszczące elementy – sama się ciśnie w łapki JJJ i ogromnie się cieszę, że ta pozycja właśnie jest ekranizowana.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa ZNAK – za co ogromnie jestem wdzięczna. 
ZA ŚCIANĄ – Sarah Waters

Po książkę sięgnęłam zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać. I z każdą przeczytaną kartką byłam bardziej zaskoczona i moje odczucia się zmieniały.  Nigdy wcześniej nie sięgnęłam po tę autorkę i nie wiedziałam czego się spodziewać.

Mamy więc bardzo wiernie i mocno osadzony w realiach epoki obraz przedmieść Londynu w 1922 r.
Purytańskie społeczeństwo właśnie otrząsa się po przejściach wojennych , uczy się żyć na nowo , godzi z nieodwracalnymi zmianami. Z powodu śmierci zarówno pana domu jak i dwóch męskich potomków , wdowa z dwudziestosześcioletnią  córką borykają się z narastającymi problemami finansowymi . W trosce przed wykluczeniem społecznym szukają rozpaczliwie pomysłu na utrzymanie dawnego standardu życia. Najprostszym  sposobem na poratowanie rodzinnego budżetu i ocalenie wiktoriańskiego domu wydaje się być wynajęcie części pokoi młodemu małżeństwu z rodzącej się średniej klasy urzędniczej.
W ciche do tej pory i ciemne przestrzenie pomieszczeń wkracza  nie tylko dość hałaśliwe , pełne życia , lekko ekscentryczne i barwne młode małżeństwo. Pojawiają się też emocje, których nie spodziewalibyście się u bohaterek tego typu powieści…  Za ścianą pokoju starej panny Frances toczy się zupełnie inny świat.  Wkrótce między młodą żoną a starą panną rodzi się coś więcej niż przyjaźń i standardowa zażyłość dwóch kobiet… I panie będą musiały ponieść konsekwencje swoich decyzji.
Albowiem każda z nich skrywa swoją mroczną tajemnicę.  Młody mąż również.

I tutaj strona po stronie pozornie spokojna , lekko wiktoriańska powieść przechodzi jakże naturalnie i płynnie w kryminał ! Wciąga niesamowicie. Panie będą musiały ponieść konsekwencje swoich decyzji i czynów , ale czy do końca? Czy każda zbrodnia zostaje w końcu ukarana? Czy  społeczeństwo gotowe jest na przyjęcie tak głęboko idących zmian jak związki homoseksualne kobiet?

Jaki to więc gatunek? Wiktoriańska powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym i silnym wątkiem homoerotycznym – tak bym to chyba określiła. Powieść napisana niezwykle precyzyjnie, spójnie , realistycznie. Nic nie razi. Wątki splatają się płynnie przechodząc z powieści obyczajowej przez romans po kryminał.  Wolność, reputacja, potrzeby rodzinne i życie – to wartości , za które trzeba zapłacić wysoko – czy sami jesteśmy na to gotowi?  S. Waters jest niezrównana w tworzeniu  wiarygodnych i misternie utkanych postaci z całym szkieletem ich emocjonalnych motywacji , przez ich pryzmat widzę i czuję wręcz konwenanse, ograniczenia społeczne, reguły rządzące tamtym światem. Naprawdę czułam ,że chodzę z Francis uliczkami Londyńskich dzielnic i rozumiem chorobliwe zainteresowanie sąsiadów podglądających zza firanek.

 Powieść przełomowa. Gorąco polecam.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Jonathan Carroll „  KĄPIĄC LWA”

Po wielu latach przerwy w czytaniu tego typu literatury – sięgnęłam po nią w Wielki Piątek J  i chyba był to słuszny czas i właściwa chwila na tę książkę. Długo już sobie „leżakowała” w oczekiwaniu na właściwy dzień.  Przyciągnęła mnie piękną okładką i starannym wydaniem – ukłon w stronę wydawnictwa REBIS. Nazwisko autora to marka sama w sobie.
Hmm  przedziwna pozycja J  ale bardzo typowa jak na tego pisarza.  Magia przemieszana z realnym życiem. Barokowa, miejscami skrajnie skrupulatnie odwzorowująca monotonne życie podmiejskie a jednak  oniryczna… 
Mamy  więc pięciu przyjaciół bardziej lub mniej ze sobą związanych, żyjących w małym , bezpiecznym miasteczku w Stanach. I pewnego dnia spotykają się w jednym , wspólnym śnie. Śnią to samo ale każde z nich dokłada do wspólnej układanki własnego puzzla . Wszyscy mają świadomość współśnienia i próbują rozwiązać te zagadkę. Okazuje się ,że łączy ich więcej niż sądzili – pewna tajemnica, której nie do końca wszyscy są świadomi.
I jak to u Carrolla przeszłość i przyszłość, teraźniejszość  nie bardzo mają ze sobą wiele wspólnego . Czas jest pozaginany w przedziwnych kierunkach, doświadczenia przeszłe i przyszłe pozornie chaotycznie się mieszają. Okazuje się, że nasi bohaterowie mają pewną zagadkę do rozwiązania i to sprawi ,że sprzymierzą siew walce z nadciągającym Chaosem i Przeznaczeniem.
Nie pytaj mnie co to za gatunek literacki- nie da się jednoznacznie określić.
Dla mnie bardziej niż sama kanwa powieści?  Ważne są przemyślenia i delikatne wątki poboczne. W ten Wielki Piątek Carroll kazał mi się zatrzymać, pomyśleć, jak niewielką wagę przywiązuję do codziennych drobnych radości , jak wiele pozostaje w nas po odejściu nawet najbliższej osoby , jak skupiamy się na rzeczach , które przecież się rozpadają, zużywają  i znikają ostatecznie.  Ważne jest życie tu i teraz ale często umieramy za życia, nie umiemy docenić  urody życia zaklętej w szczegółach.
A może prawdą jest ,że Światem ( Wszechświatem? Wszechwymiarem? ) sterują jacyś Mechanicy i jesteśmy trybikami w maszynie , mrówkami w mrowisku , odpowiedzialnymi tylko za swoją działkę , płynnie przechodząc w inny stan świadomości w momencie odchodzenia ? Czy śmierć jest  ostatecznym zakończeniem naszego istnienia?
Carroll ważny dla mnie  jest przez swoje przemyślenia w znaczeniu ogólnym oraz ze względu na bardzo specyficzne , szczególnie bliskie mi podejście do śmierci. Nic więcej nie powiem , bo jestem absolutnie pewna, że każda osoba która to przeczyta odczyta to zupełnie inaczej. I o to właśnie chodzi.
Finalnie dorzucam kilka dla mnie szczególnie ważnych i zrozumiałych cytatów J Może komuś pomogą w podjęciu decyzji 



Kupuj sobie, na co tylko masz ochotę, pod warunkiem że cię na to stać. Ferrari, cygara po trzydzieści dolarów za sztukę, noże golok…proszę bardzo. Używaj ich i ciesz się nimi, ile dusza zapragnie, ale nie przywiązuj się do nich. Gdyby pewnego dnia twój dom stanął w ogniu, to choćbyś nie wiadomo jak kochał swoje rzeczy, wyjdź z niego, nie czując przymusu, aby po nie wracać. Niech się spalą. Stało się – koniec. Jasne, że niektórych przedmiotów będzie ci brakować, ale nie zapominaj, że to są tylko rzeczy. Nie oglądaj się za siebie.

…budowanie życia na przedmiotach bywa niebezpieczne. No bo prędzej czy później wszystko się zużywa albo rozpada… . (…) Czujesz się wtedy jak wydrążony w środku albo jakby ci ktoś odrąbał rękę lub nogę. (…) Można je kochać i pielęgnować, lecz trzeba być gotowym żyć bez nich.

Wspomnienia kłamią. Pamięć upiększa złe i przykre zdarzenia. Albo też sprytnie nagina je i dopasowuje do wygodnej dla nas wersji historii, którą ciągle snujemy na temat własnego życia.

Żałoba na niewiele się zdaje: sprawia, że czujesz się bezbronny i zagubiony… Zamiast tego powinieneś sobie przypomnieć jak najwięcej, a potem delektować się każdym drobiazgiem, jaki zdołamy wyłowić z przeszłości.



Rzadko udaje nam się zawczasu przewidzieć, kto lub co na nas wpłynie. Spotkania z pewnymi ludźmi, książkami, muzyką, miejscami lub ideami może – w sprzyjających okolicznościach – uczynić nasze życie szczęśliwszym, pełniejszym, bogatszym i piękniejszym. Nagle pałamy do nich swego rodzaju miłością, głęboką i trwałą. Czasem uczucie to budzi się za sprawą czegoś tak trywialnego jak dziecięca książeczka, a czasem za sprawą odpowiedzi na nasz telefon… .