piątek, 21 września 2018

 MĄŻ NA NIBY – Nina Majewska Brown, wyd. Pascal


Spełniona zawodowo i prywatnie trzydziestokilkuletnia Zosia, mama dwunastoletniej Poli , żona znanego ortopedy , ordynatora szpitala , kochająca go i kochana w zasadzie osiągnęła wszystko , czego kobiety pragną : bezpieczeństwo, stabilizację, zadowolenie .  I gdyby nie przypadek , pewnie żyłaby w tej ułudzie kolejnych parę lat. 
Wieść ,że jej kochający mąż Paweł od dwóch lat wiedzie równolegle zgoła odmienne życie – taka ortopedyczna przypadłość – pupa na boku – wbije ją w ziemię i roztrzaska wiarę w siebie i życie na miliony kawałków.

Jej lekko „safandułowaty” mąż zmęczeniem i przepracowaniem ukrywał fakt posiadania drugiego domu, innej kobiety a do tego niebawem ma zostać ponownie ojcem dziewczynki tyle ,że to  nie będzie dziecko żony.

I Zosia musi teraz poradzić sobie ze społecznym ostracyzmem ( skoro odszedł , to widocznie coś z nią nie tak?) , poczuciem odrzucenia , zdrady, zranienia , lękiem o przyszłość swoją i córki.

Do tego włączają się pełną parą rodzice z obu stron.
I taki stan znają tylko kobiety ,które to przeżyły.

Szybka polaryzacja stanowisk koleżanek i „przyjaciół rodziny”. Poczucie winy ,poszukiwania własnego błędu, rozmyślania nad tym, dlaczego niczego nie zauważyła . Bo żona zawsze dowiaduje się ostatnia, prawda?

„Dobre rady” mamusi i trumf teściowej. Patrzenie jak ze wspólnego niedyś domu znikają kupowane razem rzeczy, drobiazgi, pamiątki. Jak twarz a nawet głos człowieka tak jeszcze tydzień temu ci bliskiego , zmienia się , staje się obcym, wręcz odpychającym , złośliwym.
I walka o drobiazgi, rzeczy , pieniądze. Tak upokarzające codzienne telefony i sms-y.

Jak odzyskać godność i szacunek dla samej siebie?

I jak przekazać córce, że wprawdzie tatuś ją kocha ale ..

Nina Majewska-Brown pięknie pokazała analizę rozpadu małżeństwa i kolejne stadia przez które przechodzi kobieta zdradzona i porzucona. Wszelkie stany od głębokiego smutku , przez gniew, chęć zemsty, po bezradność i próbę znalezienia czegoś stałego , co pozwoli nam się odbić i zacząć mozonie odbudowywać życie i wartości.
Sytuacje skrajne wymagają karkołomnych działań i radykalnych cięć. Tracimy nie tylko osobę ukochaną ale część siebie, rodziny i przyjaciół. Złe emocje biorą górę nad latami ciepłych wspomnień.
Nie wszyscy umieją rozstać się „ z klasą”. Rozpamiętywanie tego co za nami , nie pomaga .
Czy Zosia znajdzie w sobie siłę, by z tego co ją spotkało wyjść silniejszą ? czy może jednak postara się odnaleźć drogę do Pawła i powalczy o jego powrót?
Na te pytania znajdziesz odpowiedz czytając „MĘŻA NA NIBY”  a ja z własnych doświadczeń Ci powiem, że autorka na prawdę wie , o czym pisze.
Każdy porzucony współmałżonek ci to potwierdzi. Te emocje porzuconym nie są obce.
Jak widzisz książkę dostałam wczoraj wieczorem – połknęłam w dwóch podejściach w ciągu jednego dnia. Czyta się szybko , sprawnie  . Akcja, przemyślenia bez zbędnych dłużyzn. Emocje opisane w punkt. Nie mogę pominąć też estetyki wydania – piękne ilustracje Igora Mikody, piękna półtwarda okładka, druk przyjazny dla oka – nie za gęsty, nie za mały , na lekko waniliowym kolorze papieru. MĄŻ NA NIBY to bardzo współczesna , bardzo życiowa , bardzo prawdziwa powieść o silnej kobiecie , która siłę czerpie z bycia matką .
Polecam. Kolejna fajna autorka „przytulona” przez wyd.PASCAL

czwartek, 20 września 2018


WYBACZ MI – GABRIELA GARGAŚ, FILIA

Ludwika, Klaudia i Kasia – babcia , matka i córka-trzy pokolenia kobiet , które choć się kochają, mają przed sobą tajemnice. Niby sobie bliskie, rozmawiają, spotykają się , pomagają ale jakiś mur między nimi jest wyczuwalny. Nadmiernie poprawne, dość powierzchowne relacje, rozmowy o wszystkim choć niczym. 
I emigracyjny los – tak częsty wątek w powieści pani Gabrieli Gargaś , tęsknota za krajem lat dorastania, za środowiskiem , przyjaciółmi, polskim morzem i pierogami.

Klaudia wyjeżdża za mężem na wyspy. Dwójka dzieci szybko się aklimatyzuje, mąż ma wspaniałe perspektywy zawodowe i stabilną pracę , ona po odchowaniu dzieci zakłada firmę sprzątającą.

Przymyka oczy na skoki w bok męża, przyzwyczaja się do pobłażliwego i lekceważącego traktowania a nawet do faktu ,że mąż jakby jej się wstydzi wśród swoich bankowych współpracowników , do ciągłych „delegacji” i częstych służbowych „kolacji”. Dzieciom potrzebna jakby mniej, niespełniona i osamotniona  więc na wieść, że jej mama poważnie łamie nogę, pakuje się i przylatuje do kraju.

Pobyt z dala od rodziny oprócz powrotu do mamy i pomocy jej w trudnej rekonwalescencji , pozwala Klaudii poukładać sobie w głowie. Coraz częściej zadaje sobie pytanie , gdzie jest szczęśliwsza? Czy na to szczęście ma szansę? Czy nie „zakwoczyła” i swoich dzieci i męża...

Trafia też w domu swojego dzieciństwa  na pamiątki sprzed swojego urodzenia i tym samym odkrywa tajemnicę swojej mamy. Ma do niej żal .

Wybaczanie to proces. Żeby wybaczyć i dać nową szansę musi wiele w głowie przepracować. Musi wybaczyć najpierw sobie, uregulować sprawy z mężem/nie-mężem, znaleźć drogę porozumienia z dorosłymi już dziećmi. I dopiero wtedy zrozumieć postępowanie swojej mamy i postarać się wybaczyć.

Co zrobiłaby na jej miejscu? Jak żyć z tak strasznym kamieniem w sercu?
Czy w wieku powiedzmy dojrzałym kobieta po przejściach znajdzie jeszcze odwagę na zmianę, taką totalną swojego życia? Czy pójście za głosem serca nie spowoduje ostracyzmu środowiskowego?

Pytań jest tysiące ale i przemyślenia mądre. Przed takimi stoi wiele z nas.
Lubię pozornie lekkie książki pani Gabrieli. Niekiedy zbyt dużo niezwiązanych dygresji – powieści autorka miejscami traktuje jak okazję do powiedzenia swojej luźniej opinii w jakimś temacie – jednak w ocenie ogólnej  to jedna z tych książek , która dostarcza emocji , wzruszeń i przemyśleń.
Myślę ,że szczególnie jesienią 😉

wtorek, 18 września 2018


ZATRZYMAJ MNIE – MONIKA REBIZANT-SIWIŁO, WYD. REPLIKA

Gdy się ma lat 35 i ciągle się mieszka  z tylko lekko nadopiekuńczą mamą, bez stałej i stabilnej pracy, bez żony i dzieciaka, trudno mówić o sukcesie w życiu. Michał szybko stracił ojca i babcię, dziadek zamknął się i na świat i niego,  w pieleszach domku na wsi wspominając wojenne, partyzanckie czasy .W takiej sytuacji bohater rósł  trochę wyalienowany i nie za bardzo przedsiębiorczy,porzucony przez wieloletnią dziewczynę,  historyk z wykształcenia ale bez praktyki w zawodzie nauczyciela , imał się różnych prac dorywczych szukając szczęścia na ekonomicznej emigracji. 
Po śmierci dziadka , jako jedyny spadkobierca wiejskiego obejścia na uroczym Roztoczu, wraca i próbuje to życie swoje jakoś ogarnąć. Mama bez wstępnych ceregieli oświadcza mu ,że skoro ma ręce, nogi, wykształcenie i   gdzie mieszkać to czuje się wreszcie zwolniona z obowiązku podtykania pod nos ciepłej jajecznicy i prania gaci i skarpetek. Drzwi wprawdzie do niej stoją zawsze otworem ale może już czas by każde z nich zaczęło wieść niezależne , samodzielne życie.

Bo samotność i starość bolą.

I Michał w towarzystwie 5 kotów po dziadku, z przyjaznymi sąsiadami za miedzą próbuje to swoje życie ogarnąć. Kumpel z lat młodzieńczych , Seba, przedsiębiorczy mechanik samochodowy jest mu oparciem i wsparciem. Cała rodzina Seby radośnie przyjmuje wieść ,że „przyszywany syn” znowu zamieszka obok.

No i Anna , młodsza siostra przyjaciela, choć znana mu od dziecka  , teraz polonistka i bibliotekarka również wspiera Michała w poszukiwaniach stabilnej drogi życiowej – czytaj pracy w zawodzie i partnerki do życia.

I choć tajemnicza przeszłość Ani , jakieś informacje o szybkim acz krótkim małżeństwie cały czas kładą się cieniem na tych relacjach , to jednak krok po kroku oswajają się ze sobą i przekonują do siebie.
Oboje potłuczeni mocno, zdradzeni, porzuceni składają tę kruchą porcelanę w coś , co może da podstawę do ponownego uwierzenia w ludzi.

I dom na Roztoczu jak ten korzeń nie tylko osadza Michała w czasie i przestrzeni ale pozwala mu poznać zarówno trudną historię dziadka , zrozumieć jego tajemnicze zachowanie , jak i odkryć w sobie spore pokłady siły, cierpliwości i determinacji , by osiągnąć nowe cele.

Dobra powieść obyczajowa z wątkiem historycznym opartym na historii rodzinnej autorki. Takie weekendowe wytchnienie i oderwanie od codzienności.  Jeśli lubisz rodzinne sagi , tajemnice i książki o poszukiwaniu nowej drogi w życiu – to książka dla Ciebie

poniedziałek, 17 września 2018


NIE MA JAK U MAMY – Magdalena Witkiewicz , wyd. FILIA

To nie będzie obiektywna recenzja i nawet mnie o to nie proście. Do Magdy mam personalnie nieobiektywny stosunek i się tego nie wstydzę i nie wypieram .

Milaczek 10 lat temu był jak kojący okład na ból codzienności, jak uzdrawiający dotyk bioenergoterapeuty. Ciepła historia zwykłej, nieidealnej kobiety na zakręcie . I wprowadził nas w życie typowego osiedla , gdzie młode mamy muszą sobie radzić w wychowaniem dzieciaczków, ogarnięciem spraw domowych , niekiedy też zawodowych .
 Szarpane wątpliwościami co do swojej atrakcyjności i kobiecości, bo – cóż tu kryć, ciąża nadwyręża duszę i ciało- dawne wampy sypialniane przeistacza w dresowe kury domowe i opiekunki słodkich, obsmarkanych nosków.

Osiedle to taki mały  mikroświat. Obijamy się o pozornie nieznanych ludzi a przecież każdy o każdym sporo wie... I tak tez było i jest z Milaczkiem.

10 lat później Milaczek powraca do nas w kolejnej odsłonie. 
Dzieci dorastają, problemy się zmieniają. Powtarzalność codziennych działań, przewidywalność reakcji domowników, rutyna i przyzwyczajenie nie wpływają dobrze na relacje zarówno w rodzinie, małżeństwie jak  i środowisku zawodowym.
No i czas też robi swoje. Inaczej czujesz się jako prężna trzydziestolatka w kwiecie możliwości intelektualnych i fizycznych a inaczej przekraczając strefę cienia...gdyż 40 lat to dla kobiety trochę jak Rubikon- pewne rzeczy się nie wrócą, a inne trzeba docenić. Zmienia się ciało , zmienia psyche , hormony swoje robią.

Czy mąż nadal mnie pożąda czy jestem dla niego jak ten codzienny ziemniak na obiad? Czy obróci się jeszcze za mną z iskrą w oku na ulicy przystojny facet ? czy ja w ogóle jestem kochana ?

Każda z nas takie emocje i rozterki przechodziła bądź przejdzie. Jak zęby mleczne -coś trzeba stracić by coś innego zyskać. Milaczek nie lubi nijakości więc i  radykalnie postanawia rozprawić się ze swoim demonem, chce zmian, chce innej jakości , chce pewności. Wszak zmienisz coś w sobie – zmienasz świat . 

Zaczyna od codziennych nawyków i kuchni, dołącza aktywność fizyczną a to dobra okazja dla  obserwacji. Po drodze poddaje lustracji mijane codziennie młode kobiety , matki i sąsiadki. I pięknie tu Magda pokazała jak sobie każda z nas tworzy i hoduje własne lęki - oceniamy po rzeczach i  pozorach ,  schematach zachowań - w głowie tworzymy fałszywe mity  na temat życia i szczęścia mijanych przez nas  osób. Dajemy się zwieść ,nie patrzymy głębiej, może w nas zbyt wiele lęku?  . I tu właśnie zaczyna się "witkiewiczowa" magia. I nie powiem nic więcej bo spoilerowania nie znoszę.

 Macierzyństwo zmienia. Choć jako dzieci i nastolatki buntujemy się wobec naszych rodziców , sposobu wychowania i dyscypliny to gdy sprawa dotyczy naszych własnych dzieci - wszystko sie zmienia. Dochodzimy do granicy za którą zaczynamy zdawać  sobie sprawę z tego ,że z naszymi matkami , babkami , łączy nas więcej niż chciałybyśmy , w zachowaniach jesteśmy podobne choć nie takie same a gdy  problemy nas przerastają, najchętniej cofnęłybyśmy czas i chciały być znowu w kuchni u swojej mamy , z kubkiem kakao i domowym ciastem. I zaczynamy rozumieć te niekiedy irytujące nas zachowania , słowa, gesty naszych rodzicielek... I jakoś mięknie nam spojrzenie i w oczach bardziej wilgotno....

Pamiętam gdy sama byłam młodą matką nudzącą się jak mops na osiedlowym placu zabaw i obserwującą inne mamy. I tak sobie wtedy myślałam ,że tyle w nas energii i potencjału, że gdybyśmy się umiały skrzyknąć i zaufać na tyle by na zmianę  w danym dniu na parę godzin zajmować się pociechami, to mogłybyśmy fajne zawodowo sprawy ogarniać, coś nowego stworzyć. Dlatego „Szczęście pachnace wanilią” to mój tradycyjny prezent dla koleżanek- młodych matek. Teraz dołączy do nich „ Nie ma jak u mamy”.

O książkach Magdy  da się powiedzieć jedno – wzruszają, ogrzewają serce i przytulają. Wszystkie. I niech mi „mądre głowy” nie sugerują ,że to infantylna lektura dla kur domowych – za zamkniętymi drzwiami samotnych domów chcemy by nas ktoś przytulił po prostu a Magda zrobi to zawsze. Z uśmiechem i szczerością. Mówiłam ,że Magdę uwielbiam?

niedziela, 16 września 2018


WIEDŹMA DUSZONA W WINIE – MARTA OBUCH, WYD. filia

Atrakcyjna , niezależna, samodzielna i samorządna pani dyrektor dużego katowickiego banku na skutek komunikacyjno-losowych powikłań , niespodziewanie ląduje na tzw zadupiu świata, na Pruskiej Stacji , gdzie współspadkobierca  , niejaki Roch ,ma przekazać jej szczegóły warunków  dziedziczonego przez nią i niego spadku- nieruchomości po tajemniczym , ledwie znanym jej wuju  . 
I gdyby dyrektor Bożena nie była kobietą z impetem , ikrą i pomysłami, pewnie uciekłaby stamtąd gdzie pieprz rośnie i nie wkroczyłaby w szpilkach od Manolo i z torebką od Louis Vuitton’a wprost do obory i zakamuflowanej knajpki w budynku opuszczonego dworca. k t Bistro to stanowi jednocześnie  przytulisko i miejsce posiłków  okolicznych cyganów vel Romów( jak kto woli), ustronne miejsce spotkać różnych ludzi ale i jest intratnym terenem inwestycyjnym na które to miałoby chętkę kilka osób z lokalnego " świecznika". 
Żeby było mało, nasza szefowa wpada również  w sam środek kryminalno-politycznej afery. A że kobieta przywykła do zarządzania , szukania rozwiązań i nie poddawania się nigdy , nikomu i niczemu – to i z tą stajnią Augiasza na luzie da sobie radę.

Za co kocham Martę Obuch?

Nosz kurcze operuje językiem jak nikt inny. Wyobraźnia chyba stale ja jakimś intelektualnym „haju”, bo przecież kto inny wymyśliłby użycie krowy zamiast ambulansu ratunkowego? Albo  perfumy a’la makrela z czosnkiem na randkę ze zbyt niebezpiecznym choć niezwykle atrakcyjnym  panem prokuratorem? 

Gra słów , niedopowiedzeń oraz umiejętność zwodzenia nas w domysłach to również jedna z niezwykłych umiejętności autorki. Pomyślisz sobie – no bohaterka, wiedźma ( kobieta co  wszystko wie – proste ) pewnie tapla smutki/skutki w butelce wina? No to się zdziwisz. Mnie też wyprowadziła na manowce. Uwielbiam te „gierki słowne” , gdy okazuje się,że kolejny raz pisarka mnie zwiodła i choć prawie pewna byłam  ścieżki , którą podążała moja wyobraźnia – dostałam po łapkach i wybuchem śmiechu nagrodziłam ten „uporek”(kolejowy) przed którym stanęłam na końcu.

Pierwszy raz chyba Marta Obuch wprowadziła do swojej  afery wątek polityczno-kryminalny. W Katowicach do teraz niewyjaśniona sprawa wybuchu kamienicy i śmierci małżeństwa dziennikarzy jest żywa i stanowi ciemną zagadkę związaną z węglowymi brudnymi machlojami finansowymi , gdzie na szali drugiej leży bezpieczeństwo i życie ludzi.....

Reasumując: fabuła zaskakująca, zabawa przednia, język niezrównany.

Mamy i wątek kryminalny i aferę polityczną i społeczne uwarunkowania życia w małej społeczności. Do tego oczywiście jak u Marty – silna, niezależna kobieta , tryskająca nieoczekiwanymi pomysłami na rozwiązania zwykłych problemów.  Zabawna gra słów, humor sytuacyjny przedni , wątek romansowy przezabawny .
Cóż WIEDŹMA DUSZONA W WINIE wchodzi jak wino właśnie w letnio/jesienny wieczór do głowy .

Polecam szczerze nawet osobom , które za komediami kryminalnymi nie przepadają – autorka tak wysublimowanie i kulturalnie posługuje się słowem,że stanowi to wartość samą w sobie.

I nie bez przyczyny Joanna Chmielewska to właśnie Martę Obuch namaściła na kontynuatorkę swojej ścieżki....  

piątek, 7 września 2018


A JA ŻEM JEJ POWIEDZIAŁA – Katarzyna Nosowska , wyd Wielka Litera


Jakże brakowało mi takiego głosu w literaturze! I nie rozumiem całego hejtu , który tak bezpardonowo wylał się na autorkę i ludzi zachwyconych tą książką. Mnie podobała sie tak bardzo ,że po przeczytaniu natychmiast zakupiłam audiobook by móc sobie te króciutkie , rozbrajająco szczere felietoniki , słuchać w trakcie jazdy samochodem. Szczególnie stojąc w korkach 😉

O czym to pisze Katarzyna Nosowska? Ano o prozie życia , codziennej rutynie , o tym jak widzimy ją jako jej wielbiciele ( no w końcu karierę celebrytki, wokalistki świetnego zespołu Hej znamy) a jak postrzega ją jej partner czy syn . Wyobrażmy sobie jak stoi na ściance, cała ociekająca sławą i chwałą , błyszcząca światłem własnym i odbitym flashowym , dyskretnie wkładającą do ust kanapkę z kawiorem... Nic z tego .

O tym że autorka ma kompleksy i momenty depresyjne wiedziałam zawsze. Teraz, po latach z felietonów spogląda na mnie jednak zupełnie inna kobieta. Dojrzała, spełniona i akceptująca siebie.
I ten dystans do siebie i tego co robi! Wyrafinowane poczucie humoru, zdania perełki , mądrości życiowe podane jednak w tak prostej, oczywistej i zabawnej formie ,że oderwać się nie można

Spojrzenie ciepłe , prześmiewcze na swoje relacje z partnerem, synem, na codzienność , na oczekiwania fanów, na obraz kreowany przez portale społecznościowe, na intymność. Mądre , głębokie myśli ukryte pod sarkastycznym poczuciem humoru. Kasi wiele lat zajęło uporanie się z pancerzem ograniczeń rodzinno kulturowych , w które ubierają nas rodzice. 

Wszystkie wypada – nie wypada, powinnaś, musisz, wszyscy na ciebie liczą. Wychowane w wiecznych ograniczeniach, bzdurnych zasadach , nauczone przepraszać za to ,że żyjemy – nie umiemy cieszyć się życiem. I mimmo tak ogromnego sukcesu , jak odniosła Kasia i zespół HeY, pewne stereotypy nie pozwalają nam oddetchnąć pełną piersią. Polecam więc Kasię kobietom poirytowanym perfekcjonizmem swoich koleżanek, uwagami teściowych czy toksycznych matek, ogłuszonych reklamami i ideale kobiet, oczekiwaniami swoich partnerów , współpracowników czy  szefów.

Kasia daje nam zdrowy pion. Nie jestem perfekcyjna. Nie muszę mieć rozmiaru 36, nie siedzę i pachnę w fotelu . Mnie też się porzuca i masa pseudoprzyjaciółek czeka na moje potknięcie.

I tym wszystkim , którzy krzyczą o kolejnej celebrytce popełniającej książkę, o jej seksizmie? naiwności?dam jedynie słuszą radę: proszę sobie wyciągnąć kijek z tyłka i wyluzować. Guma w majtach nie dopuszcza krwi do mózgu i stąd brak zrozumienia dla cudownej , ciepłej i po prostu radosnej lektury dla zmęczonych i niepogodzonych ze sobą .

czwartek, 6 września 2018


W PLĄTANINIE UCZUĆ – GABRIELA GARGAŚ, WYD . FILIA


Dorota, Hania i Kalina znają się od zawsze.  I choć obecnie to panie już po trzydziestce, pielęgnują wspólne kontakty, babskie wypady na wino i ciastko, by systematycznie dzielić się swoimi troskami i radościami dnia codziennego. Ot, prawdziwa, głęboka , wieloletnia relacja przyjaciółek na dobre i złe.

I choć dzieli je wiele – jedna jest klasyczną panią z korpo, druga rozkręca w mozole własny biznes a trzecia tzw kurą domową, matką i żoną – to ich przyjaźń jest wspólnym portem, punktem odniesienia, kompasem codzienności. Dziewczyny wiedzą, że przyjaciółki zawsze wesprą, wyprostują krzywizny i uświadomią błędy po to , by znów w życiu słońce zaświeciło.

Oprócz odmiennych ścieżek życiowych każda ma też swoje radości i smutki a życie pozornie wyglądające na poukładane i stabilne w środku podgryzane jest przez własne demony. Bo czy wieloletni związek – konkubinat z mężczyzną stabilnym i troskliwym jednak zakładającym brak dzieci i popadającym w dość drętwą rutynę jest tym, czym chcemy na całe życie? Czy żona i matka  malutkich jeszcze dzieciaków, nękana przez upiorną teściową kryjącą zdrady swojego syneczka, znajdzie wyjście z sytuacji? I czy piękna femme fatale , traktująca mężczyzn instrumentalnie i płytko – nie zapragnie innego życia? Każda też ma swoje upiory z przeszłości w szafie , z którymi również będzie musiała się zmierzyć.
Czy w obliczu rozwiązań ostatecznych , choroby jednej z nich , uda im się spojrzeć na sprawy z szerszej perspektywy i znaleźć równowagę , cel i nowe priorytety?

Cóż , powiem tak. Poprzednia książka pani Gabrieli bardziej przypadła mi do gusty ale ta też ma swoje wartości. Przyjaźń między kobietami , taka prawdziwa i głęboka jest dla mnie ważna. Sama pielęgnuję takie relacje i są stałą powyżej spraw codziennych. Może miejscami książka przegadana, może wiele wątków posłużyło autorce do wypowiedzenia swoich refleksji w tematach ważnych dla niej  a nie istotnych dla fabuły. Może książka zbyt mocno przypomina polsatowski serial „Przyjaciółki”?

Ogólnie dobre czytadło o kobietach dla kobiet. Pewnie mało odkrywcze ale na koniec wakacji jak najbardziej do przeczytania. Spokojnie umówiłabym się z bohaterkami na kawę i dorzuciła swoje pięć groszy do ich historii. Ogólnie książka „łatwo wchodzi”, lekka, przyjemna, sprawnie napisana . Może losy bohaterek zbyt długo we mnie nie zostaną ale po kolejną książkę pani Gabrieli sięgnę na pewno.


ŻYJ WABI-SABI – JULIA POINTER ADAMS , WYD ZNAK LITERA NOVA


Przyjęcie w gronie znajomych, wszyscy siadają przy perfekcyjnie nakrytym stole , droga porcelana, bukiet kwiatów wprost z kwiaciarni, goście w drogich i markowych ubraniach, każdy dyskretnie obok talerza kładzie swój telefon komórkowy lub sprawdza , czy aby na pewno znajduje się w kieszeni marynarki, bo przecież nie można stracić „kontaktu ze światem” na tę parę godzin.

Inna okazja – wpadasz zobaczyć nowe mieszkanie znajomych , wszystko takie nowe, perfekcyjne, czyste , nieskalane zębem czasu i użytkowania. Styl IKEA+ AGATA MEBLE , schludnie, sterylnie…. Martwo.

Pracujemy długo i dużo, domy coraz podobniejsze do siebie, jak z jednych modułowych klocków. Wszędzie króluje styl jedynej słusznej sieciówki, stare i używane szybko zapełnia osiedlowe śmietniki…

Czym jest wabi-sabi? Japońska sztuka odnajdywania piękna w niedoskonałości? Dokładnie odwrotnością tego co opisałam powyżej.

Odwróć priorytety- w goszczeniu przyjaciół nie chodzi o perfekcyjne menu i zastawienie stołu a o bycie razem. Przywitaj gościa ukłonem – a w rozumieniu wabi-sabi ukłon to nie dosłowne dygnięcie w stronę przychodzącego a raczej wyjście naprzeciwko temu co mu sprawi przyjemność – jak dotyk, kupno ulubionej butelki wina, puszczenie muzyki, która nie Tobie a jemu ma sprawić przyjemność i wtedy poczuje się w Twoim domu dobrze.  Pozwól gościom wejść do kuchni, poproś o pomoc w drobiazgu – doprawieniu sosu? Przypilnowaniu dzieciaków? Poczuje się częścią twojej rodziny.
Na stole nie jest ważna porcelana lśniąca i idealna. I drogi  obrus, kwiaty ułożone przez florystę. Według wabi-sabi piękno to też przemijanie , śmierć to nieodłączna część życia i ma swoje piękno . Odnosi to się też do przedmiotów- uroda to nie atrybut młodości a właśnie upływu czasu , mądrości i doświadczenia. I takie podejście do piękna przenosi się na przedmioty- nie chodzi o sztucznie postarzane przedmioty w stylu tak obecnie modnym shabby chic. Przedmioty naturalnie starzejące się, nadgryzione zębem czasu ale wykonane z dobrych materiałów, ręcznie robione mogą nadal być niezwykłe i nadać naszym przyjęciom niecodzienny wydźwięk. Nie każdy musi mieć taki sam talerz, taki sam kubek czy sztućce z jednego kompletu. Uwierz, goście poczują ciepło twego domu gdy zobaczą, że ufasz im na tyle ,by ulubioną filiżankę po prababci powierzyć  ich dłoniom na piękne chwile rozkoszowania się  wspólnym piciem herbaty. Jak Francuzi doceń swobodną estetykę „postrzępionych krawędzi”
Nie trzeba francuskiej kuchni – proste posiłki jak w japońskich domach – ale podane z uważnością i myślą o osobach , które będą je spożywać

Jeśli masz serwis i tzw świąteczne nakrycia stołowe – używaj ich. One po to są stworzone , by cieszyć twoją codzienność a nie kurzyć się w witrynkach meblościanek.
Zaplanuj „dolce far niente” , zaplanuj z pełną świadomością dzień lub część dnia tylko dla swojej przyjemności. Wstań o porze którą lubisz, ,odpuść sprzątanie i zakupy, po prostu poczytaj , wypij ulubioną herbatę lub idź na spacer. Wyłącz na jeden dzień komputer, internet i telefon. Świat się nie zawali.

W tygodniu celebruj małe przyjemności  . Jak Duńczycy uznaj , że przerwa na kawę w pracy jest „święta” . Siadaj do niej wspólnie z ludźmi , z którymi pracujesz ? lub których lubisz? I po prostu porozmawiajcie, śmiejcie się, odprężcie. Nie sprawdzaj e-maila co chwilę. Świat się nie zawali.

Każdy z nas ma „kulturowe” ograniczenia. Tak zostaliśmy wychowani. Pięknie w styl wabi-sabi wpisuje się nasz polski obyczaj kapciany – czyli wchodząc do czyjegoś domu ściągasz buty.
Kup kapcie dla gości. Poczują się bardziej częścią twojej rodziny gdy zobaczą, że masz na nogach takie same. Jest to też  symboliczne zostawienie za drzwiami kurzu i brudu ulicy i świata z zewnątrz. Zapraszasz gości we własną , intymną przestrzeń i dzielisz się tym , co dla Ciebie ważne- rodziną i swoją codziennością.

Jak Kalifornijczycy przestań przejmować się drobiazgami. Rzeczy i zdarzenia mają swoje wady ale w ogólnym rozrachunku wszystko przemija. Akceptuj nieuniknione bo i tak nic na to nie poradzisz . Odpuść, co będzie to będzie. Jeśli sam czujesz się lepiej i bardziej „wyluzowany” to takie nastawienie przejdzie łatwo na twoich gości.

W każdym zakątku świata znajdziemy możliwość wprowadzenia zasad wabi-sabi. W pozornej opozycji japońskiej tradycji zen czyli ciszy , uważności i pokory znajdziemy włoską tradycję biesiadowania przy stole . I każdego , kto miał szczęście być przyjętym w typowej , włoskiej rodzinie zachwyca wielopokoleniowość. Każdy jest potrzebny bo każdy ma coś do zaoferowania , w każdym wieku życie może zachwycać.

Książka ŻYJ WABI-SABI to w założeniu rodzaj poradnika jednak dla mnie to rodzaj ucieczki od niewolnictwa schematów i tempa codziennego życia w świat celebrowania drobnych przyjemności . Wiele cennych rad wprowadzę w życie. Przewrócę ( i cieszę się z tego bo od zawsze podświadomie mój dom i styl życia dryfował w tym kierunku) zasady przyjmowania gości . Urodziłam się w kulturze wiecznego przepraszania i usprawiedliwiania codziennych niedoskonałości . Czas zrobić  z tego zaletę , nie wadę. Życie jest krótkie, powtórek nie będzie, przychodzimy nadzy na świat i nadzy odchodzimy . Wszystko pomiędzy zmierza do jedynego , wszystkich równającego końca. I czas wypełnić to „pomiędzy” cudownymi, ciepłymi wspomnieniami i chwilami. Bo żyjemy tak długo jak pamięć o nas . Jak chcesz być zapamiętany? Ja pewnie jako mama wszystkich i z otwartym domem bez telewizora ale z ogromną biblioteką . I chyba tego chcę.

I jeszcze jedno . Książka ŻYJ WABI -SABI to też piękny przedmiot po prostu . Cieszy oczy. Cudne zdjęcia , estetycznie wydana , przyjazny format, druk nie nużący oczu. Wszystko dokładnie tak zaprojektowane , by cieszyło zmysły i dawało chwilę zadowolenia.
Stawiam na półce do częstego zaglądania . Naprawdę warto mieć.