ŚNIEŻYNKI – LILIANA FABISIŃSKA
Dwa kochające się małżeństwa. Różne życia, różne
światopoglądy ,odmienne statusy ale wspólny mianownik – miłość. I jako
dopełnienie tego uczucia pragnienie posiadania dziecka. Przypadkowe
spotkanie , przypadkowe rozmowy .
Wzajemne zrozumienie , wsparcie, nadzieja i oczekiwania. Obiecują sobie , że
będą się wspierać i wspomagać w tej drodze, bo przecież to nie będzie wielki
problem… I jeszcze nie wiedzą ,że za chwilę w morderczej walce zniszczą swoje
życie i wszystko , co stanowi wartość…
Gdy byłam mała wszyscy znajomi moich rodziców mieli dziecko.
Najczęściej jedynaka. Moją ciążę prowadził lekarz z poradni leczenia
niepłodności – nie z powodu własnych problemów ale tylko dlatego ,że po prostu był moim
dobrym znajomym. W poczekalni widziałam zazdrosne spojrzenia kobiet czekających na
swoją szanse na macierzyństwo ale nie postrzegałam tematu jako problem. Wśród
moich koleżanek jednak , szczególnie tych młodszych , zaczął przewijać się
temat „starania o dziecko”, badań, oczekiwania… Wśród młodszego pokolenia moich
koleżanek ciąża i dziecko pojawiło się już się w kategorii sporego problemu.. W
czasie , gdy powstawały Śnieżynki – temat dokładnie przerobiłam już na
przykładzie mojej przyjaciółki…
Ta historia mogłaby być historią Jej. Przepracowałam jej
stany nadziei , euforii, oczekiwania i załamania, wstydu, moralnych dylematów,
trudnych rozmów z mężem - kilka razy. Wiem o czym piszesz… Nawet wuj –dostojnik
kościelny- się zgadza. Moja przyjaciółka
osaczona jest jeszcze wnikliwymi spojrzeniami wścibskich wiejskich sąsiadek
postrzegających ją jak „ukaraną przez Boga” , „Bóg już tam wie co robi” , „a
Bóg Ci dzieckiem nie pobłogosławił?”… I jeszcze trudniejsze chwile ma za sobą
ale nawet mi ciężko jest uwierzyć, że w XXI wieku ktoś może tak postrzegać
drugą osobę…
W chwili gdy oddawałaś książkę czytelnikom –poprzedni
prezydent podpisał ustawę o in vitro i jej finansowaniu z budżetu- dając
nadzieję tysiącom pustych ramion na łzy radości ciepłego ich wypełnienia … W
chwili gdy ja skończyłam czytać – nowy prezydent robi wszystko by tą nadzieję
ponownie ludziom odebrać.
Poza tym ,że książka jest świetnie napisana, postaci z
pietyzmem stworzone, bardzo złożone ale nie przerysowane, fabuła wciąga od
pierwszej linijki – to po prostu książka ważna. Szczególnie w tej chwili.
Każdego z nas ten problem bardziej lub mniej dotyka. Może nie znasz osób
starających się o dziecko ale może nie wiesz, że Jurek od sąsiadów jest z in
vitro. I nigdy się nie dowiesz , bo rodzice nie chcą go ani siebie narażać na ostracyzm w szkole czy miejscu
pracy. Bo dla wielu to temat tabu. I nie pomaga tu Kościół Katolicki który ma w
naszym kraju „rząd dusz” i głos decydujący.
I ty i ja będziemy musiały przemyśleć swój stosunek do
poczęcia wspomaganego. Prędzej czy później nas dotknie.
Koniecznie przeczytaj. Oprócz ważnego społecznego problemu
niech przyciągnie Cię niezwykła wrażliwość autorki, empatia i doskonałe pióro
potrafiące to wszystko zamknąć w słowach.
Osobiście biegnę dziś po „CÓRECZKĘ”. Autorkę wpisuję do
ulubionych J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz