DZIEWCZYNY Z WOŁYNIA- ANNA HERBICH, wyd. ZNAK
11 lipca 1943 . Krwawa niedziela w Kisielinie. Banda
uzbrojonych Ukraińców otacza kościół w którym Polacy uczestniczą z rodzinami we
Mszy Św . Ukraińcy wpadają do środka ,
zaczynają regularną rzeź, niedobitki ludzi chroniących się w zakrystii , na wieży
kościelnej – próbują podpalić i wybić do ostatniego żywego ducha…
Radosne życie wielokulturowych , małych wiejskich
społeczności , gdzie Żydzi, Polacy, Ukraińcy i Czesi wspólnie mieszkali , świętowali,
pracowali zostało nagle przerwane przez zwrot w zachowaniu Ukraińców, w których
obudzony został podjudzany przez lata skrywany nacjonalizm…
Wyobraź sobie rodzinę. Mieszaną. Ona Polka, on Ukrainiec. Parka
dzieci – zgodnie z tradycją dziewczynki
chrzczone w obrządku katolickim , chłopcy w prawosławnym. I nagle syn przychodzi do ojca i mówi : tato
zabijmy matkę i siostrę. To nie wymyślony
scenariusz filmu sensacyjnego – to prawdziwa historia, która wydarzyła się w te
krwawe dni…
To tylko jedna z dziewięciu historii opisanych w książce
Anny Herbich „ Dziewczyny z Wołynia”
Dziewczyny które jako dzieci przetrwały , przeżyły tragedię
wołyńską, były świadkami śmierci swoich
bliskich, często bardzo makabrycznej, okrutnej, niewyobrażalnie sadystycznej . Ukryte
słyszały, czuły, widziały palenie,
grabienie majątków, morderstwa dokonywane przez ich najbliższych sąsiadów, ludzi
, którym do tej pory ufały…
Różne historie kobiet, w trakcie tych wydarzeń były w różnym wieku
mają jeden wspólny mianownik - Wołyń. Niekiedy były tak małe, że nie do końca zdawały sobie sprawę
z tego co widziały, jednak obraz ten tak silnie wrósł w ich świadomość, że
pomimo upływu ponad siedemdziesięciu lat , wspomnienia krwawych nocy i ludobójstwa
budzą je w nocy do dnia dzisiejszego. Niektóre
straciły część swojej tożsamości- nie wiedzą jak się nazywały, kiedy się
urodziły, tylko obrazy tych dni mówią im o korzeniach…
Jak sobie poradziły w życiu? jak przetrwały ? Przecież z jednego
zagrożenia wpadały w drugie – z pogromu ukraińskiego prosto w łapy
oswobodzicieli radzieckich i sołdatów dla których te ziemie miały być ich
domami. Sybir, domy dziecka, wywózki , ucieczki, strach , strach , strach….
„Dziewczyny z Wołynia” to mocna historia. Czyta się szybko,
wciąga , oderwać się nie możesz. Dokumenty, zdjęcia, wspomnienia. Bez zbędnego
koloryzowania, bez uderzania w uczucia współczucia czy empatii . Suche fakty
ale jakże ekspresyjne.
Wojna to milczące ofiary cywilów , kobiet i dzieci. Nikt się
o nie nigdy nie upomniał. Rodziny próbowały ale pomimo tych siedemdziesięciu
ponad lat od wypadków wołyńskich , kolejne rządy starają się temat zamieść pod
dywan w imię dobrych stosunków polsko -ukraińskich .
W 2017 roku poproszony został prezydent Andrzej Duda o
honorowy patronat nad obchodami upamiętniającymi ludobójstwo wołyńskie…. Odmówił.
Co takiego się dzieje ,że w społeczności , gdzie sąsiad Ukrainiec
z sąsiadem Polakiem razem piją wódkę, obrabiają ziemię i chodzą do tego samego
lekarza – z dnia na dzień jeden drugiemu przystawia siekierę do głowy i w imię
nacjonalistycznych haseł umiejętnie wtłaczanych przez lata w głowy – bez zmrużenia
oka roztrzaskuje mu głowę?
Nie mów ,że nacjonalizm ma szlachetne oblicze. I że nie jest
niebezpieczny.
Ten scenariusz powtarza się na całym świecie . Albania –
Serbia. Izrael- Palestyna. Najniebezpieczniejszy jest gdy jest wspierany przez religię,
kościół. Pamiętaj ,że faszyzm przez Europę z imieniem Boga na ustach. I bez potępienia
przez papieża.
I żyjemy w czasach powtórki z historii, gdyż kto jej nie zna
i nie wyciągnął z niej wniosków , skazany
jest na jej powtarzanie do skutku
Mądra książka. Dla mnie lektura nr jeden ubiegłego miesiąca.
Teraz czytają moi rodzice – tak jak i ja w milczącym
skupieniu i z narastającym smutkiem i lękiem.
Polecam. I dziękuję autorce. To ważna książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz