SANATORIUM POD ZEGAREM – Liliana Fabisińska
Pierwsze wrażenie bywa mylące. Podobno w zaledwie kilka
sekund nasz mózg wstępnie ocenia osobę z którą się spotykamy i klasyfikuje ją na „tak”
lub „nie” czyli albo dajemy jej kredyt zaufania albo od początku coś nam w niej
nie gra.
Tak jest z Niną i Natalią. Wszystko między nimi zgrzyta .Nina
– mylący dość skrót od staroświeckiego trochę imienia Antonina – niespełna
trzydziestoletnia rzutka bizneswoman , harda baba z jajami , ostra w
negocjacjach, zarządzająca sporą rodzinną firmą i zamiatająca siostry trochę
pod dywan swoją osobowością -od początku jest uprzedzona wobec Natalii ,damy
lat 70+, „starej panny” która w towarzystwie pelargonii pod pachą stanęła w
progu pokoiku sanatoryjnego obwieszczając, że ten miesiąc spędzą razem
połączone nieszczęsnym losem rekonwalescenta w ciechocińskim sanatorium. Młodszą
kierują stereotypy – starsza pani z pewnością będzie ograniczała jej aktywność
( kontrakty same się nie dopną!, telefony nie wykonają a firma bez
zarządzającej prezes na pewno padnie) , starsza zaś zastanawia się , na ile może
młodszej zaufać i wciągnąć w skomplikowaną operację zniknięcia na dobę z
sanatorium o ostrym szpitalnym rygorze by rozwiać wątpliwości w sprawie , która
na swoje rozwikłanie czeka już 50 lat a jedyna możliwość potwierdzenia hipotezy
trafia się w ciągu najbliższych kilku dni a wręcz godzin. Żeby nie było tak
prosto – panie wplątują się przypadkiem w kryminalną historię z morderstwem w
tle a wisienką na torcie jest dołączenie do tej ekipy niezwykłej inteligencji
psa… i gra w podchody z personelem sanatorium ( wszak ŻADNYCH ZWIERZĄT
–naczelnym hasłem polskiej służby zdrowia) rozkręca się na dobre.
Wymuszony
sojusz pokazuje ,że tylko krowa nie zmienia poglądów, stereotypy należy
przełamywać a mariaż wieku i przebojowości , kobieca solidarność i
zaufanie przyniesie nieoczekiwane
pozytywne relacje i emocje tak bardzo potrzebne każdej z nas…
Z tych moich krótkich „żołnierskich” słów wnioskować można,
że „Sanatorium” to raczej komedia
pomyłek i historia rodem z Joanny Chmielewskiej. Nic bardziej mylnego! Poza
wątkiem kryminalnym i dość zabawnym humorem sytuacyjnym Pani Fabisińska daje nam
świetne studium socjologiczne społeczności sanatoryjnej, do tego
wysublimowana obyczajowa część o życiu i
wyborach nie zawsze własnych Natalii, no i łamanie stereotypów – bo ludzie 70+
mogą mieć więcej wigoru , kreatywności i doświadczenia niż byśmy się
spodziewali, zagonione panie z biznesu w wirze walki o zlecenia przegapić mogą
sprawy istotniejsze a wszystkim na dobre wyjdzie adoptowanie zwierzaka – bo on
lepiej niż tabletka koi skołatane nerwy.
„Sanatorium pod
zegarem” rozpoczyna nową serię wyd. Filia „Jak pies z kotem” – zdecydowanie
będę jej sekundować. Drugiej części „Sanatorium” doczekać się nie mogę. Nie
mogłam sobie wymarzyć lepszej lektury na ten piękny , majowy weekend.
Sanatoryjny język kwiatów J – majstersztyk.
Opowieści o botanice na średniowiecznych polichromiach wciągnęły mnie bardzo ,
przeszukałam od razu wszelkie informacje o Wita Stwoszu i ołtarzu krakowskim,
wkręciłam się w skomplikowaną symbolikę roślin.
Wracając więc do pierwszego, często mylnego wrażenia – tutaj
zarówno piękna okładka – a okładki wydawnictwa Filia są absolutnie urzekające –
jak i zaufanie do nazwiska autorki – wcześniejsze „Śnieżynki” wywołały u mnie bardzo silne emocje( książka , którą każdy szczególnie w naszym
kraju przeczytać powinien ) absolutnie mnie nie zawiodły. Nie ma w niej ani
jednego zbędnego wątku , w tych blisko
500 stronach nie jest nadmiernie przegadana, nie męczy , nie nuży.
Sączysz łyk
po łyku jak pyszną herbatkę owocową z miodem i goździkami a ona rozlewa się w
ciele i rozgrzewa wszelkie emocje …
Tęskniłam za taką książką, polecam gorąco . Zachwyca . Zostawia ten
ulotny uśmiech i słońce pod powiekami… Czekam na kolejny tom niecierpliwie !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz