SPRAWA SALZMANNA- MONIKA KASSNER, WYD.SILESIA PROGRESS
Dwóm rodzajom książek nie mogę się oprzeć – jeden to
historia bohaterów pięknie osadzona w realiach obyczajowo historycznych danego
miejsca i połączona z historią sztuki a
druga to ta, gdzie akcja toczy się w miejscach , które dobrze znam. SPRAWA
SALZMANNA łączy oba te rodzaje i sprawiła ,że nawet minuty nie zastanawiałam
się nad kupnem.
I decyzja była właściwa.
Mamy rok 1934 i w Świętochłowicach , w piwnicy popularnej
restauracji
„U Mally’ego” od jakiegoś czasu giną najdroższe trunki i artykuły
kolonialne. Śledztwo prowadzi równolegle i policja i radca prawny z dzielnicy
Lipiny , również detektyw Adolf Jendrysek. Okoliczności kradzieży każą policji
wrócić do niedawno zamkniętej sprawy samobójczej śmierci byłego właściciela
tego lokalu – Georga Salzmanna. I już nic nie jest takie proste i czarno-białe.
Sama intryga kryminalna już jest wystarczająco ciekawa by
sięgnąć po książkę, jednak to , w jaki sposób została opisana oraz osadzona w
realiach społeczno-historycznych czasów Autonomii Śląska to majstersztyk.
Chylę głowę przed benedyktyńskim wręcz researchem , którego
autorka musiała dokonać. Każda ulica, każda kamienica i każde wydarzenie
solidnie udokumentowane i zgrane z przemianami społecznymi tego czasu. Wszak
nie tylko to okres niezależności Śląska ale i czas po Wielkim Kryzysie
wywołanym załamaniem się rynków w 1929-1933. Trudna sytuacja górników,
powstawanie biedaszybów, problem z pracą a co za tym idzie i nasilenie się
wszelkiego typu zachowań na granicy prawa.
Wędrujemy za słowami Moniki Kassler po ulicach ówczesnych
Lipin, centrum Świętochłowic i zahaczamy też o okoliczne miejscowości. Czujemy
i zapachy i atmosferę tych lat.
No i nie można pominąć sprawy najważniejszej – książka w
sporej części pisana jest gwarą śląską – szczególnie w częściach dialogowych.
To , co jest mocną
stroną tej książki stanowi też i jej słabość.
Prawda jest taka ,że przeczyta i zrozumie ją tylko dość
wąska grupa odbiorców. Osobiście mogę ją sprezentować wyłącznie dwojgu, może
trojgu spośród moich znajomych – a chciałabym każdemu.
Niestety nie poradzą sobie bez znajomości gwary i to na dość
dobrym poziomie. Młode pokolenie już zupełnie nie zrozumie dialogów. Pomimo ,
iż w sumie książka jest adresowana do dość wąskiego grona czytelników – polecam z
całego serca: daje możliwość zatrzymania się, przeniesienia w świat naszych
dziadków i pradziadków, pooddychania przez moment ich atmosferą, wejścia do
zapomnianych dziś kafejek, sklepów , miejsc. Taki filmik 3D z możliwością
przeniesienia w czasie.
Zbliża się dzień babci i dziadka – sądzę ,że dla wielu
będzie to fajny prezent. Ja bym swoim kupiła, gdyby żyli 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz