ROZDROŻA , W OBCYM DOMU- Sabina Waszut , wyd Muza
Każdy region ma swoją odrębność ale nie od dziś wiadomo ,że
Śląsk jest specyficzny . Tą ziemię ma się w sobie, kocha
się lub nienawidzi , rośnie w nas, Ślązakach i rozrasta się na wszystkie
organy. Gdy wyjeżdżamy , uciekamy , wyprowadzamy się – na serca dnie ziarno Śląska zostaje i kiełkuje, rośnie w najmniej oczekiwanych momentach . Jesteśmy nieufni, zdystansowani, cenimy
pracę, godność, dom , rodzinę i kościół. Łączność z pokoleniami mamy choćby
przez celebrę niedzielnych , najchętniej tradycyjnych obiadów, sobotnie
gruntowne porządki, mycie okien a panowie samochodów. Odrębny język, zwyczaje , potrawy. I tak przez wieki…
Sabina Waszut- moje tegoroczne odkrycie – napisała niezwykłą
sagę rodzinną. W dwóch tomach „Rozdroża” i „ W obcym domu” zawarła kawał bardzo
trudnej historii tej ziemi ukazanej poprzez losy dwójki młodych ludzi – ona , Niemka
– on Polak – ale przecież oboje Ślązacy.
Sophie , młoda Niemka , najstarsza z rodzeństwa, od najmłodszych
lat przeznaczona jest w rodzinie do opieki nad młodszym rodzeństwem . Rodzinie
żyje się ciężko , choć są właścicielami kamienicy – jednak mnogość obowiązków i
widmo zbliżającej się wojny sprawia, że rodzina ledwie ma co do garnka włożyć . W
kamienicy żyją obok siebie – jak to na Śląsku- Polacy, Ślązacy, Niemcy i Żydzi,
choć tych ostatnich jakby coraz mniej… Jedno z mieszkań zajmuje Władek , syn powstańca
śląskiego, mieszkający z matką. Kryzys gospodarczy,
problemy z pracą , widmo nadciągającej wojny – to wszystko utrudnia ale i
hartuje miłość ,która rodzi się między Sophie i Władkiem. Życie staje się
niebezpieczne , więc po krótkich zaręczynach w maju 1939 r młodzi decydują się
na ślub. Jak się domyślacie szczęście nie trwa długo , mobilizacja , Władek
trafia do wojska polskiego.
I choć jest polakiem , synem powstańca – już od początku
inni współtowarzysze traktują go – ale i innych Ślązaków – z lekką nieufnością.
Bo tak jak przed wiekami dla Polaków
Ślązacy to Niemcy a dla Niemców –Polacy. Co tu dużo gadać- przecież
nawet dziś pewien wysoko postawiony prezes tak uważa, czyż nie ?
Po klęsce wrześniowej Władek dostaje się do niewoli niemieckiej, po jakimś czasie siłą Niemcy
wcielają go do Wehrmachtu. Typowe śląskie wojenne losy…
Sophie tym czasem musi walczyć o utrzymanie zarówno siebie ,
jak i swojej rodziny oraz teściowej – co nie jest łatwe. Zostaje wywieziona do
Pszczyny , gdzie zatrudniona w urzędzie jako stenotypistka próbuje po prostu
przetrwać. Z okien widzi i czuje dziwny dym unoszący się na horyzoncie z
tajemniczej „fabryki nawozów chemicznych” w Oświęcimiu…
Wiatr historii zmienia los wojny, szala zwycięstwa przechyla
się w drugą stronę, Sophie grozi kolejne , równie wielkie a może nawet większe
niebezpieczeństwo ze strony „wybawicieli”
O tym jak wyglądało wyzwalanie Śląska niewiele się mówi.
Brutalny przemarsz wojsk radzieckich przez Śląsk jest wielką , nigdy nie
zaleczoną raną tej ziemi . Kobiety śląskie ( tak jak i niemieckie ) są milczącą
ofiarą tej wojny , nigdy nie pomszczone, za tę zbrodnię nigdy nikt nie
odpowiedział.
„Czerwonoarmiści , kobiety niemieckie są wasze” – z takim
hasłem ruszyli wyzwalać Europę…
I Sabina Waszut z szacunkiem , bólem i niezwykle taktownie
ten temat również podjęła…
„W obcym domu” to kontynuacja losów Sophie – Zosi i Waldka,
któremu po długiej tułaczce po całej Europie , udaje się wrócić żywym do domu.
Dwoje młodych ludzi, niby małżeństwo od 5 lat a tak naprawdę nie znający się dobrze – próbuje pozszywać swój los na
nowo , poukładać życie z rozbitych kawałków a nie jest to proste.
I znowu widzenie Śląska jako ziemi niemieckiej – nie pomaga.
Procesy „rehabilitacji” , udowadnianie kwadratury koła, odpowiedniki naszej
lustracji itp. I ani Zosia – z pochodzenia Niemka, ani Waldek – syn powstańca –
nie jest traktowany przez nowe władze lepiej.
I usłyszymy tu o wywózce śląskich górników w głąb ZSRR..
oraz o tym, czym był „obóz pracy” na Zgodzie w Świętochłowicach. Nikt jeszcze w
powieści tej tematyki nie ruszył.
Nie chcę opowiadać fabuły , masz po prostu te dwie książki,
które czyta się jednym tchem przeczytać.
Dla mnie to nie tylko powieść , romans czy kawał historii.
Sabina Waszut poruszyła najdelikatniejsze skrawki mej pamięci, odkurzyła i
poukładała w jedno puzzle wiedzy o mojej rodzinie , to co usłyszałam od babci, jej sióstr, różnych osób.
Na Śląsku mówi się, że są ludzie pnioki, krzoki i ptoki.
Pnioki to ci z dziada pradziada z tej ziemi, kszoki to przyjezdni ,którzy
dopiero są pierwszym pokoleniem , ptoki- ci którzy przyjechali za pracą ale
gniazda nie założyli , polecieli dalej . A ja ? ja jestem basztardem - mieszańcem, czy zdaniem niektórych po prostu
kundlem. Czuję się jednak związana z śląską nogą mojej rodziny oraz z tym, że
tutaj spędziłam całe swoje życie. A ta
śląska odnoga to właśnie poplątane losy – jeden dziadek Niemiec ,ale pradziadek
powstaniec śląski… Babcia miała sporo
sióstr. I jedne były żonami Niemców a inne Polaków , jedna dość wysoko
postawionego komunisty polskiego , ściętego w Bytomiu tuż przed wycofaniem się Niemców.
W czasie wojny wspierały się , pomagały sobie ale i kłóciły , bo każda stawała
po stronie swojego „chopa”- to wyniosły przecież z domu… Czuję więc ,że ta saga
jest i o mojej rodzinie. Poruszyła mnie
głęboko i mocno. Wbiła w fotel na długie godziny. Uświadomiłam sobie , jak wiele ze Śląska jest
we mnie , jak i co przekazałam swoim córkom. Te zwyczaje, potrawy , które
dopiero doceniły wyjeżdżając stąd, te zapachy, odgłosy, wszystko. Ta
książka „poukładała” mi w głowie to , co porozrzucane było w całej mnie. O czym
wiedziałam ,ale jakoś sobie do tej pory tego nie uporządkowałam. Dzis czeka
mnie niezwykłe przeżycie- spotkanie z autorką. A do książek już stoi kolejka moich koleżanek
a przede wszystkim ich matek. Mojej też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz