PLAŻA W SŁOIKU PO KISZONYCH OGÓRKACH- Joanna Fabicka.Świat Książki
Odszczekuję.
Bo dawno czytałam „Rudolfa” i mi się nie
podobał... ale
Primo- nie jestem i nie byłam nigdy nastolatkiem czyli testosteron
nie męczył mnie duszą i ciałem, dniem i nocą , pamiętniki Adriana Molle w
wersji polskiej więc mnie nie zachwyciły
Secundo- nie byłam nawet matką młodego osobnika płci męskiej
więc nie rozumiałam tych egzystencjalnych podszytych biologicznymi
zainteresowaniami dywagacji.
I tertio w końcu – powiedziałam – ta autorka nie dla mnie.
TOŻ TERAZ ODSZCZEKUJĘ.
Jesień się zaczyna. Skupiłam się na przepięknej okładce i zabawnym
tytule- czyli obietnicy fajnego weekendu , nie dostrzegając nazwiska autora. PRZEPRASZAM.
Cóż, typowa polska Grażyna, choć dobrze wykształcona ale
marnująca swój intelekt i możliwości na rzecz podnoszenia ego kolejnych
kierowników Domu Kultury , wymyślająca projekty mające być trampoliną do kariery
zawodowej swoich kolejnych szefów , dostaje zadanie stworzenia zespołu muzycznego ,który
wygra przegląd piosenki w nomen omen Toruniu. Stawką ma być jej bezpłatny
roczny urlop , który umożliwi wyjazd z rodziną do Australii- gdzież to mąż dostał
ofertę zawodową nie do odrzucenia .
Tylko Grażyna prócz etatu w domu kultury ma jeszcze
do ogarnięcia wiele innych rzeczy.
2+2+ kredyt hipoteczny – namiętność =czyli dom z ogródkiem i
psem, dwójka nastolatków z problemami egzystencjalno- moralnymi , mąż robiący
uniwersytecką karierę i współpracujący ze znanym tabloidem no i nieoceniona,
wiecznie obecna, ciągle żywa wredna , nadopiekuńcza teściowa.
I to wszystko na lekko już sfatygowanym kręgosłupie Grażyny,
Matki-Polki, co to każdemu musi dogodzić, ugotować, uprasować, pod nos podetknąć
i .... ZNIKNĄĆ.
Bo potrzeby Grażyny są niewidzialne jak i ona. I chowa się
za kolejnym kawałkiem sernika, który rujnuje jej i tak nadmiernie latami i
ciążami sfatygowaną figurę. I popłakuje w ciszy zimnego małżeńskiego łoża nad
swoim losem i beznadziejnością , niezauważana przez nikogo i nie buntująca się
przeciwko niczemu. Mąż ironizuje i - no
powiedzmy to głośno- upokarza na każdym kroku, dzieci nie liczą się z jej
zdaniem , teściowa knuje jak tu znowu mieć synalka tylko dla siebie. Wszak żon
możesz mieć i piętnaście a MATKA JEST TYLKO JEDNA....
I cóż , trochę to co napisałam brzmi poważnie i smutnawo, nie?
Nic bardziej mylnego! JAK TO JEST NAPISANE!!
Sarkastyczno-humorystyczna
, ironizująca forma przemyśleń Grażyny to majstersztyk. Każde zdanie perełka. Chce się czytać i czytać jak ten serniczek łyżką
pochłaniać tyle ,że w boki nie idzie.
Każda kobieta około 40 ma takie dylematy. Mąż właśnie łapie
drugi oddech, sprawdza , czy przyciąga jeszcze zainteresowanie studentek ,
dzieci zaczynają żyć własnym życiem. A my? Te zbędne kilogramy, zmęczenie ,
zniechęcenie i hormony jak wisienka na torcie. I podporządkowanie się potrzebom wszystkich dookoła , jak pies na
wielu smyczach , chcemy zadowolić każdego. I nagle łapiemy się na tym, że
wszyscy mają prawo do decydowania o naszym czasie.
Grażyna ma swoje pięć minut i chwilę sukcesu. Jak to tego
doszło? Koniecznie przeczytaj. Ubawiłam się setnie i na bank wrócę i do tej
książki i do autorki ponownie. Zachwycona jestem językiem jakim posługuje się
autorka. Ten niekiedy czarny humor, sarkazm, ironia , spojrzenie na własnych
bohaterów z miłością i przymrużeniem
oka.
Obiecuję Ci ,że weekend z „Plażą w słoikach” nie będzie
stracony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz