piątek, 25 maja 2018



OSTATNIA ARYSTOKRATKA - EVZEN BOCEK , WYD STARA SZKOŁA 



Gdy masz lat 18 , całe życie mieszkasz w Stanach i dość nagle dowiadujesz się, że rząd zwrócił twojej rodzinie niesłusznie zarekwirowaną przed wojną nieruchomość w Czechach – to jest to powód do radości. Gdy dowiadujesz się ,że jest to stary zamek – no to oczekiwania rosną. Twoja wiedza w temacie arystokracji opiera się głównie na barwnych doniesieniach tabloidowych tyczących się brytyjskiej rodziny królewskiej i szybko tak wyobrażasz sobie swoją przyszłość…

Ale Czechy to nie Anglia… Zamek to nie Windsor, Czesi to nie Brytyjczycy.

I tak rozpoczyna się trzytomowy cykl o życiu pewnej amerykańskiej rodziny , która dziedzicząc wraz z tytułem hrabiowskim  zamek na Morawach , musi skorygować własne  wyobrażenia o życiu arystokracji z twardą codziennością utrzymania tego dziedzictwa  i ludzi w niej pracujących . I gdy się ma zero na koncie a zamek pochłania ogromne kwoty – to jest to nie lada wyzwanie.

Rodzina jednak nie stanowi jedynych mieszkańców zamku Kostka. Wraz z murami hrabiowie odziedziczyli też bardzo malowniczą załogę vel służbę zamkową. Mamy więc kasztelana , który wręcz obsesyjnie boi się wpuszczania na zamek turystów – a z czegoś trzeba te dobra utrzymać. Mamy  kucharkę- gosposię- sprzątaczkę w jednym, miłośniczkę orzechówki wysokoprocentowej oraz tłustych potraw z gęsiny, której życie zatrzymało się na etapie ślubu Vondrackovej i chętnie do tych minionych chwil by wróciła .No i oczywiście ogrodnik, palacz i hipochondryk w jednym. Z taką załogą na zamku nudno być nie może.

Maria , młoda latorośl i jedyna nadzieja wygasającego rodu Kostków ( która to wg rodowej klątwy kobiet o imieniu Maria ,  ma przed sobą jeszcze jedynie do dwóch lat życia ) uwiecznia w swoim dzienniku wszystkie wydarzenia  dnia codziennego. Robi to z tak wielką dozą humoru, autoironii i satyry , że nie sposób płakać. Ze śmiechu. Każdy z członków jej rodziny opisany jest tak malowniczo, z dystansem że wręcz chciałoby się ich odwiedzić i poobserwować.

Z Czechami mamy podobne poczucie humoru, autoironię i dystans do siebie – przynajmniej w moim otoczeniu . Gagi i absurdalne sytuacje gonią jedna drugą. Od pierwszych scen , gdy rodzina w woreczkach po orzeszkach pragnie próbuje przemycić samolotem z Ameryki prochy przodków na rodzimą posiadłość po sam koniec, gdy nafaszerowani prozakiem próbują przetrwać pomysły pani zarządcy na podniesienie z upadku posiadłości i doprowadzeniu jej rentownej inwestycji. Pomysły rodziny są niesamowite, twórcze i kreatywne. Dawno nie czytałam tak zabawnej powieści i na szczęcie mam obok siebie pozostałe trzy części -no i nie zawaham się ich użyć!
  Czeka mnie wielce relaksujący Dzień Matki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz